W śnie zbierałem małe słodkie i smaczne gruszeczki...dzisiaj niespotykane. Później były straszące sceny, a boją się zapowiedzi złego dnia w pracy, gdzie jestem niewolnikiem. Z niepokojem zawołałem: "Panie Jezu przyjmuję wszystkie moje utrapienia z tego dnia. Ojcze nasz"...zaczynam część Chwalebną Różańca.

    W tej sekundzie zrozumiałem, że każdy dzień trzeba zaczynać od modlitwy...nic nie da czytanie książek (nawet o cudach). Takim ciekawym cudów u Jezusa był Herod. Podczas przesłuchania u niego Pan Jezus nie odezwał się żadnym słowem!

   Trwam na modlitwie jeszcze pod przychodnią (w samochodzie). Jak nigdy napadają mnie rejestratorki o "przepisanie" leku. Nie mogę przyjmować i normalnie pracować - trwam w modlitwie, napływa dobra energia. Wszystko ciągnie się do godziny 11.00 - wówczas stała się cisza i w tym czasie wchodzi pacjentka z kolorowymi odbitkami mojej modlitwy przebłagalnej!

- Nie zginie pani dusza, dziękuję, dziękuję...zmówię za panią modlitwę! Nie chciała zapłaty, ale czynię to z radością, bo Pan Jezus uznał, że uczyniła to z serca.

   Teraz płacze u mnie niewidoma staruszka, która kilka godzin trwała na modlitwach w dniu św. Józefa, a później ujrzała w pełnej jasności swojego Patrona w domu. Płacze, ponieważ oddała działkę synowi, którą ją sprzedał, a ona stała się bezdomna! Jakże chciałbym mieć przytułek dla takich biednych babulinek.

   Następnie przybył mężczyzna (jakby na znak) z twarzą Hipokratesa (wyniszczenie nowotworowe), który nie wie na co choruje. Wyjaśnię, że jest to objaw wyniszczającej choroby z oznaka zbliżającej się śmierci. Rysy twarzy są zaostrzone, policzki zapadnięte, matowe oczy i pozornie wydłużony, spiczasty nos.

   Rodzina jest poinformowana, ale trzyma go w kłamstwie...śmiertelnie chorego. To działanie Szatana, aby nie wrócił do Boga. Trafił się też "dyskutant", któremu wręczam pierwszy egzemplarz odbitki moich modlitw - och, zły nie lubi takich rzeczy!

     Padłem na kolana w gabinecie odmawiając "Ojcze nasz". W tym uniesieniu przypomniałem sobie, że wczoraj zmarł mąż mojej profesor z Instytutu Reumatologii. Napisałem list (u niej robiłem specjalizację) z moją modlitwą.

Początek dyżuru w pogotowiu czytałem książkę "Ojciec Pio" - najbardziej zaskoczyło mnie to, że wypijał w swojej celi 1 piwo na wieczór, a do obiadu nawet trzy lampki wina! Pan Jezus daje nam wszystko...także alkohol. Pił go stygmatyk - nie piją członkowie Kościoła Baptystów, ale odrzucają Św. Hostię! Ojciec Pio mówi, że Pan Jezus błogosławi obdarzanie się wzajemne darami, które posiadamy.

    Teraz gramy z kolegą w "tysiąca" (na forsę) - nie idzie mi, ale wygrywam. Nie wiem dlaczego, ale  on złościł się! Świetnie znoszę brak jedzenia - wypiłem dwie herbaty ziołowe i kawę...pracowałem normalnie! Dzisiaj były imieniny Zofii - solenizantce podarowałem odbitkę ksero mojej modlitwy, kawę, aerozol i ciasto. Ona wie, że uczyniłem to z serca. To jedyna osoba, która odmawia modlitwy, Różaniec i uczestniczy w życiu chrześcijańskim - nie zazna spokoju!

                                                                                                                                   APeeL