Jest u mnie żona, która zabrała śmiertelnie chorego męża do domu...ona też chce tak umrzeć. Inna 65-latka ma gospodarstwo z koniem, hektarami i świniami. Patrzę na jej spracowane ręce i pytam po co jej to?
Przybyła też atrakcyjna wdowa 70 lat z darem urody i zdrowia aż muszę opanować wzrok, ale mieszka u zięcia pijaka, który awanturuje się, a wnuczki hałasują...nigdy nie ma spokoju.
Te panie powinny tak drogi czas poświecić Panu Jezusowi. Jak takich przebudzić? Może uczynić to tylko Duch Święty. Wprost chce się krzyczeć: „Nie zostawiajcie Pana Jezusa! Przyjdźcie do Niego, a On powie: Oto jestem.”
Takie pochłonięcie zajęciom – w końcowej fazie życia – jest od demona, bo trzeba coś po sobie zostawić, wyposażyć wnuczki. Za chwilę dojdą szwanki w zdrowiu i nadejdzie czas spotkania z Panem życia i śmierci! Najgorsza jest to, że wielu na to spotkanie przybędzie w stanie grzechu ciężkiego! Wielu umiera podczas snu, budzą się na drugim świecie...zaskoczeni życiem!
Trudno jest nam opanować różne namiętności i zachcianki św. Andrzej Avellino mój imiennik walczył z nimi, a są różne...jak wyżej hodowanie świń.
Czymże jest chwilowa przyjemność? Jaka jest jej cena? Musimy poznać siebie, swoje wady i skłonności, aby nie przeszły w stan nałogu. Nie zawsze zły czyn wiedzie na najgorsze drogi.
Często wielki upadek powoduje drobna rzecz: mała rozrywka, chwila słabości, dozwolona przyjemność, która nie przystoi w pewnym wieku. Namiętność wówczas zwycięża, rośnie z czasem i zaślepia.
Sam nie dasz rady. Dlatego trzeba wołać do Boga, a po czasie będę wiedział, że taką moc daje Eucharystia...
ApeeL
To jeszcze jeden dzień ciężkiej pracy z krótką przerwą przed dyżurem w pogotowiu. Ta "przerwa" to przejazd na wizytę domową. Po drodze słuchałem nagrania Mszy św. i pięknego śpiewu ks. Kądzieli;
„Do Ciebie Panie wznoszę moją duszę.
Daj mi poznać drogi Twoje, Panie.
Naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń…
Boże i Zbawco w Tobie mam nadzieję."
W glinianej chatce młoda dziewczyna przeżyła swój czas (wg statystyki dla tej choroby). W jednym pokoju jest jeszcze jej siostra z mężem oraz trójka dzieci! Bieda, cisza i pokora. Przy stole dziewczynka z bratem pracują za mamę; malują lakierem nitro liczbę „5” na plastikowym kawałku. Dziewczynka z pierwszej klasy robi to sprawnie, stalówką trzymaną w lewej ręce...
Z serca wyrwało się zawołanie; „Panie Ty wiesz co robisz! Nie jeden źle Cię osądzi, a Ty pokazujesz ludziom biedę w kraju dostatnim, gdzie jest wielu wielmożnych".
Podczas niżów dyżury są spokojne, ale idzie wyż i złapała mnie migrena (tak jest zawsze na 2-3 do przodu). Mam czas na czytanie Apelu Pokoju, gdzie padają słowa;
Nigdy nie pożałujesz tego, co w życiu poświęcisz Panu Jezusowi.
Dla Niego możesz żyć i prowadzić cichą działalność apostolską (milczenie, modlitwy, życie ukryte i pokorne, uwielbienie Jego zamiarów...
Wyjdź z siebie!
Uniż się jak przystało stworzeniu przed Stworzycielem!
Porzuć sferę osobistych zainteresowań (przywiązanie)! Zaprzestań prowadzenia czczych i próżnych rozmów!
Opanuj naturę (ciało)...mężnie znoś bunt własnej natury.
Bądź wierny najdrobniejszym zobowiązaniom!
Nie prowadź raniących Boga rozmów!
Nie daj się ponieść namiętności...ucisz ich zgiełk, opanuj wyobraźnię!
Ucz się od Niego cichości, cierpliwości, spokojnego przyjmowania cierpień.
Zamknij się w samotności, wyrzeknij się wszystkiego, co godziwie umiłowałeś!
Pozwól się sądzić, zniesławiać, gardzić sobą, uważać swe życie za szalone!
Dzisiaj, gdy to edytuję (2020) mogę powiedzieć, że nie przypuszczałem, że będzie to program dla mnie przed śmiercią, który właśnie rozgłaszam…
APeeL
Dwie komórki połączone + dusza = człowiek. Cud stworzenia. "Tato jakże pięknie to urządziłeś. Niech Cię chwalą wszystkie gwiazdy na niebie i każde ziarnko piasku". Na samym początku nawrócenia ujrzałem Stwórcę...poprzez cud stworzenia wszystkiego. Po ujrzeniu tego wszystkiego można powiedzieć, że dzieło Boga naszego to cudowny sen; od budowy atomu do wszechświata poprzez konstrukcję ucha wewnętrznego z narządem równowagi i oko z mózgiem wykorzystywanym dopiero w 5%.
Wobec tych cudów wyobraź sobie, co nas czeka w świecie nadprzyrodzonym. Tylko nie mówi mi jak wrogowie życia wiecznego, że to wszystko „przyroda”, ewolucja z małpami (ewolucja jest prawdziwa, ale w ramach gatunku).
Jeden raz zaznasz ekstazy po przyjęciu duchowego Ciała Pana Jezusa i będziesz wiedział! Wówczas przestaniesz zadawać głupie pytania. Nawet sam się dziwię i mam dowód tego zapisu...z rysunkami dotyczącymi boskości osoby ludzkiej.
Nawet nie ma co wspominać o naszej, jedynie prawdziwej wierze katolickiej, gdzie jest Cud Ostatni (Eucharystia) czyli duchowe Ciało Pana Jezusa. Wówczas - jako lekarz – skupiłem się na naszym ciele fizycznym, opakowaniu dla duszy.
Nasze ciała są cudem stworzenia, ale brakuje nam cech, które ma cała materia ożywiona; sowa widzi w nocy, a kura właśnie ślepnie, ptaki latają (gołąb ma zmysł magnetyczny), ryby pływają bez powietrza, koń śpi stojąc, niedźwiedź śpi 6 miesięcy, pies ma węch, a kret jest niewidomy). Nas wyróżnia posiadanie duszy...
Zdziwienie budzi skład naszego ciała, którym w 70% jest woda, reszta to „ziemia” oraz garstka gazów. Krótko mówiąc; jesteśmy z wody. To wszystko po śmierci wraca do przyrody...natomiast na nieśmiertelną duszę czeka jej Stwórca. Nagle zrozumiałem boskość osoby ludzkiej („świątynia” Ducha). Nie potrafię edytować rycin, bo wówczas słowa są zbyteczne.
W ręku znalazło się stare pismo „Nie z tej ziemi”, gdzie na Festiwalu w Krakowie przedstawiłem moją łaskę wiary i tam mówiłem o świętości. Jakby na znak spotkałem kobietę, która mówiła o przeżyciu śmierci klinicznej. Tak się składa, że dzisiaj (03.08.2020), gdy to przepisuję na YouTube dałem poniższy wpis;
<<Jako lekarz, mistyk świecki z charyzmatem odczytywania Woli Boga Ojca stwierdzę, że cuda są potrzebne do nawrócenia (tak było podczas działalności Zbawiciela). Dzisiaj Cudem Ostatnim jest Eucharystia, Duchowe Ciało Pana Jezusa, które łączy się z moją duszą. Z ciała z duszą, staję się duszą z ciałem. Nie szukaj cudów, ale przyjdź do Pana Jezusa.
Dusza jest stwarzana przez Boga Ojca myślą i wcielana w ciało podczas naszego poczęcia. Ludzie nie wiedzą o tym i nie wierzą w jej posiadanie. Przy tym dbają o wszystko, ale nie przyjdą do Domu Pana, gdzie jest rozdawany Chleb życia!
Nasze życie nie trwa od narodzenia do śmierci, ale jest wieczne, bo dusza nie ginie nawet w Piekle. Zapraszam Cię na codzienną Mszę św.! Ja uczestniczę w spotkaniach z Panem Jezusem od 30 lat. Tylko wiara katolicka jest prawdziwa (Eucharystia). To zarazem jest mój wątek na www.gazeta.pl; Wszystko jest prawdziwe w Kościele katolickim>>.
APeeL
Dyżur w pogotowiu. Tuż po północy wypadł daleki wyjazd do chorego z dusznością, którego znałem, ponieważ wcześniej był moim pacjentem. To także miejscowość rodzinna kierowcy, jego ojczyzna. Nawet powiedziałem mu, że: „Ojczyzna, gdzie matka na czole znak krzyża czyniła".
Pacjent miał śmiertelną duszność jako wynik przewlekłej choroby obturacyjnej płuc (efekt palenia tytoniu). Choroba trwa latami i powoduje niewydolność oddechową (cztery okresy) z zaostrzeniami.
Wszystko zaczyna się niewinnym kaszlem, postępuje rozedma płuc, czasami dołączają się infekcje. Tłumacząc prosto: tlen nie przechodzi przez płuca do krwi i dusisz się. Cóż ja biedny mogę uczynić, gdy potrzebne są nowe płuca?
Podałem zastrzyki dożylne oraz tlen i pędziliśmy na sygnałach, bo pacjent traci przytomność, a właściwie umiera. Nie reagował na bodźce zewnętrzne, spocił się i zanieczyścił. Nawet chciałem z nim wrócić do domu, bo ludzie mają później kłopoty ze zwłokami. Przeważyło miłosierdzie, bo większość nie styka się ze śmiercią i jest dla nich szokiem.
W tym momencie bardzo żałowałem, że dałem się namówić na przyjęcie datku. Dwa razy mówiłem, że nie trzeba tego robić, ale tak wyszło w pośpiechu..."żebym się nim opiekował". Zrobili mi kłopot, bo dali dużą sumę i miałem wielką rozterkę w sumieniu.
Dojechaliśmy do szpitala i tam pacjent umarł. Zawiadomiłem rodzinę i modliłem się za tego dobrego człowieka, którego męka właśnie się skończyła! Poprosiłem Pana, który zna moje serce o rozwiązanie kłopotliwej dla mnie sytuacji, bo te pieniądze nigdy mi się nie należały!.
W mojej obecności dwaj sanitariusze (po długich targach z rodziną) wynieśli innego zmarłego i każdy z nich otrzymał słuszną zapłatę. Nie było problemu z jakimś dzieleniem się moim datkiem.
Zdenerwowany nie mogłem spać. W nocy po kartę zgonu przyjechała rodzina, ale mnie nie budzono mnie, ponieważ dokument zostawiłem w dyspozytorni, aby nie czekali w razi mojej nieobecności.
Pan pomógł rano, bo do przychodni przybyła żona zmarłego z dwoma synami, ponieważ sama wymagała mojej pomocy! Po zbadaniu i zapisaniu leków oddałem jej pieniądze i poprosiłem, aby na pamiątkę przyjęła mały obrazek Matki Boskiej.
Zauważyłem, że to wszystko było ułożone przez Boga. Napłynęła radość i chęć do pracy...”Dziękuję Ci Panie”!
APeeL
W przychodni miałem bardzo ciężki dzień. Od 8 -14.30 cały czas pośpiech i sam nie wiem jak to wytrzymuję. Pacjenci wchodzili jeden przez drugiego, nikt nie dostrzegał w drugim bliźniego. To brak pokory i cierpliwości..."niech będzie, co ma być z nim, ale nie ze mną".
Pojękiwałem tylko: "O Panie! Drogi Jezu! Potrzebuję Ciebie...pobłogosław mi"! Tak się stało, bo poczułem się dobrze i miałem siłę do dalszej pracy. Piszę to po 25 latach, a z telewizora płynie relacja matki, która 24 godziny opiekuje się "dzieckiem-rośliną" (wpadł samochodem na drzewo). Ona codziennie tak woła do Boga i ma radość, bo stan syna poprawia się...
Jeszcze tylko wizyta domowa i dyżur w pogotowiu, ale to już dla mnie błogi wypoczynek. Cóż dla mnie oznacza jazda karetką, odwiedzenie pacjenta w domu, a nawet wypadek, gdzie działasz błyskawicznie i pędzisz do szpitala.
Pomyślałem, że na wizytę pojadę własnym samochodem i odpocznę po drodze (między lasami) słuchając nagranej muzyki kościelnej oraz śpiewu i Słowa Bożego z niedzielnej Mszy św. To da mi siłę na dalszą część dnia.
"Chrystus Wodzem, Chrystus Królem. Chrystus, Chrystus władcą nam". Pan Jezus przyjdzie do nas, a droga do Niego jest jedna: to przemiana serca.
Trafiłem do pacjentki z rozrusznikiem serca, która z tego powodu nie może umrzeć...musi żyć! Jej czas już minął, nie wie gdzie jest, bo ma ciężkie otępienie starcze, niemożność zaśnięcia przez kolejne dni. To wielka udręka także dla całej rodziny, która postanowiła przekazać ją do domu dla przewlekle chorych.
Początek dyżuru bardzo spokojny, czytam dalszy ciąg Apelu Miłości (Orędzie Boskiego Serca Jezusowego) przekazany przez s. Józefę Menendez.
Moje refleksje:
Pan Jezus Chrystus czeka w każdej chwili dnia i nocy! Do Niego możesz zwrócić się z każdą przykrością i zawsze uzyskasz pociechę w Jego najczulszym Sercu. On nigdy nie opuszcza jak Prawdziwy Ojciec i Przyjaciel.
Nawet największe złe czyny nie wykluczają łaski. Musisz ufać w miłosierdzie - nasz Bóg to Bóg Miłosierdzia! On czeka na nasze prośby.
On nigdy nie wypowie ci twoich złych czynów, nie rzuci ich w twoją twarz! Kilka razy zdarzało mi się wracać (wyrzuty sumienia) do moich złych czynów (często tych samych). Zawsze uzyskuję mocną myśl „zostaw to, już masz przebaczone”! Ludzie nie patrzą do przodu i nie chcą zaczynać nowego życia „od zaraz”.
Z chorym ciałem biegniemy do lekarza. Dlaczego nie zwracamy się do Tego, który przydaje siły, zdrowia, który pociesza, daje schronienie, wypoczynek i szczęście! Musisz zawsze zwrócić się do Pana Jezusa, nie lękać się, nie odwracać.
Każdego z nas pochłaniają błahostki, wciągają potrzeby rodziny, domu i wymagania świata...nie znajdujemy wolnej chwilki na zwrócenie się z miłością do Jezusa Chrystusa...na odwiedzenie Go!
Ładnie się pisze, a było tych refleksji na program dla ś w i ę t e g o. Wówczas dopiero przebudziłem się i nie miałem pojęcia, że stanąłem nad brzegiem oceanu duchowego...
APeeL