W śnie uczestniczyłem w Drodze Krzyżowej połączonej z Różańcem...nawet doszedłem do szóstej stacji! Chwilami uczestniczył w niej papież, ale nie miałem z im łączności. Później krążyłem po brzydkich pomieszczeniach restauracji dworcowej z nieprzyjemną właścicielką.
Po przebudzeniu napłynęły napady wyrzutów sumienia (wyczyny seksualne): padłem na kolana z odmawianiem mojej modlitwy przebłagalnej za siebie samego! Po modlitwie zauważyłem, że to bardzo bardzo ważne, ponieważ demon widząc, że wpychanie w wyrzuty sumienia prowadzi do modlitwy...nie będzie kusił!
Napłynęło natchnienie, aby przeczytać urywek z "Dzienniczka" s. Faustyny, gdzie trafiłem na słowa dla mojego serca, aby rozważyć jak Pan Jezus cierpiał dla mnie...zniosę wszystko dla Niego! "Panie Jezu przekazuję Ci ten dzień pracy...ten post i wszystkie dzisiejsze udręki!"
W przychodni było wyjątkowo mało ludzi (na korytarzu 4-5 pacjentów)...i właśnie w tym momencie (mojego najwyższego uśpienia) nastąpił atak rozdrażnienia! Dwie starsze panie zaczęły kłócić się w gabinecie o pierwszeństwo (choroba też może dać ważność: "ja jestem bardziej chora")...
- Stwórca dał wam piękną przychodnię, lekarza z sercem do pracy: błagam was, a nawet uklęknę przed wami...nigdy więcej nie czyńcie tego!
Uciekłem do rejestracji, usiadłem za regałami, chwyciłem głowę w dłonie i z zamkniętymi oczami odmawiałem: "Ojcze nasz". Teraz napadają na mnie "opiekunowie" ("patrioci"). Ten o coś pyta, a ta kłania się! "Jezu mój, Jezu...nic nie odpowiadam, macham ręką na znak, że: "nie...nie!" Po 5 minutach do serca wrócił pokój i miłość. Po powrocie na górę dalej tłumaczę skłóconym;
- Czy Pan Jezus udowadniał, że jest niewinny? Czy krzyczał i szarpał się, gdy przybijali Go do krzyża. Czy nie widzi pani próby typu: dobry - dla dobrego, dobry dla obojętnego, dobry - dla złego, miłosierny dla nienawidzącego i niszczącego.
Jakby na pocieszenie do gabinetu przybyła staruszka, która opowiadała o śmierci własnego syna (uszkodzony przez minę!) do której przygotowywał się. Nie mógł klęknąć podczas przyjmowania Eucharystii, a na odchodne pozdrawiał wszystkich: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Niech wam wszystkim wynagrodzi!"...i stała się cisza!
Dalej mam dyżur w pogotowiu, ale łączność z Jezusem zerwana. Około 18:00 wróciło poczucie obecność Zbawiciela podczas rozważań po spowiedzi Jacka Salija OP: "Osobiste spotkanie z miłosiernym i miłującym Zbawicielem".
Nie wiem czemu, ale w tym momencie pomyślałem o Faustynie i moim liście do Postulacji. Przecież ten list będzie leżał z innymi i będzie rozpatrywany w sprawie dowodu świętości Faustyny.
W sercu otrzymam lekkie drgnienie, a w oku pojawiły się łzy! W telewizji pokażą program z uczestnictwem profesor Małdykowej z Instytutu Reumatologii u której robiłem specjalizację z reumatologii. Jakże chciałbym rozmawiać z nią o Jezusie...teraz ja chciałbym ją szkolić!
Pokazano cierpiące dzieci i gimnastykę, gdyby tam przenieść moich zaćmionych pacjentów, także syna ćwiczącego karate! Czy tam jest kaplica? Nagle odczułem radość z głodówki dla Jezusa i Matki Bożej.
Na dalekim wyjeździe czytałem Ewangelię, przydała się lampka od Jezusa zakupiona w prowadzeniu! Dalej czyniłem to w wiejskiej chatce, gdzie skręcała się z bólu dziewczyna (czekaliśmy na działanie zastrzyku).
Tak tam było dobrze, tak chciałbym tutaj czytać Dzisiaj bardzo wcześnie wskoczyłem pod kołdrę z powodu nagłej senności (choroba?).
APee
Koszmary senne z hazardem oraz lękiem w oczekiwaniu na przyjazd dzieci, ale ostatni obraz był pocieszający (brodziły białe łabędzie). Człowiek cały obolały, stękający i spocony. Idę do pracy i odmawiam modlitwę przebłagalną: "za wszystkich otaczających mnie judaszów".
"Dla Jego Bolesnej Męki miej miłosierdzie nad judaszami, nade mną i nad całym światem."
Płynie muzyka różnych narodów, przyjmuję pacjentów, a sercem jestem z Jezusem Ukrzyżowanym. To dwa światy. Napływa osoba s. Faustyny i drżenie w sercu: "za Jej świętość postawiłem własne życie".
Tu praca, a serce w zaświatach! Napływają przeszkody, dyskusje o oszustwach ziemskich, "nowej burżuazji", "fundacjach". Na korytarzu trwa kłótnia: naród jest niecierpliwy, ciężko chora odpychana, nie pomaga jej tłumaczenie.
- Dlaczego pani się tłumaczy, proszę w momencie krzyku odmawiać "Zdrowaś Mario za krzyczących i czekać...zobaczy pani radość!
Podczas pobierania obiadu (wygoda, stołówka na dole) napadła mnie tęsknota za Bogiem. Oparty o futrynę odmawiałem: "Ojcze nasz", a w oczekiwaniu na drugie danie siedziałem z podpartą głową i zamkniętymi oczami" "Matko. Matko. Matko Prawdziwa...Zdrowaś Mario".
Wchodzi pracownica coś mówi, a ja nie reaguję, wychodzi. Pomyślała, że mam ból głowy. Barszcz i gołąbek zabijają tęsknotę - jak to wszystko wytrzymać?
- Dlaczego pani się denerwuje w oczekiwaniu...trafi pani w złe miejsce po śmierci. Proszę nie wymawiać Imienia Jezusa nadaremnie! Czy wie pani jak bardzo kochają panią w Niebie? Tak samo, jak pani kocha własne dzieci ziemskie!
Wewnętrznie czułem, że mam nakaz powiedzenia tego wszystkiego nerwowej nauczycielce, która otoczona jest ateistycznym towarzystwem. W drodze z pracy spotkałem "tego z ludzkie j budy" - upomniał się o datek! Dałem mu równowartość butelki wódki, ale z niechęcią. Czy nie jest tak z nami i Bogiem? Prosisz - dostajesz! Prosisz - dostajesz! Prosisz - dostajesz, ale nadchodzi czas, że musisz przestać prosić i zacząć dawać!
Natręctwo...ten sam wiek, jeszcze niedawno był w centrum mojego zatroskania - teraz nie interesuje mnie, a nawet będę go omijał! Dzisiaj trzeci dzień rekolekcji, ale nie czuję nic, abym tam miał być - poszedłem spać!
- Czy wiesz jak bardzo podobny do ciebie był kapłan prowadzący rekolekcje...powiedziała żona. Może złapała mnie grypa (chorują). Dopiero 21.00, a człowiek już w łóżku - czytam o przeżyciach poza ciałem...
APeeL
Tuż po północy w sekundowym śnie ujrzałem wielki "kamienny" krzyż, którego podstawa tkwiła w drzewie - na nim była duża postać Jezusa! To zawsze jest znak pocieszający.
Poganin powie "głupstwo krzyża", a prokurator, że "krzyż to drzewo", a ja w jednym błysku otrzymałem moc, która rodzi się w słabości! Jak to komuś wytłumaczyć? Jakim słowem przekazać?
W mieszkanku blokowym piękna fototapeta. Pytam: "dlaczego ludzie nie wierzą w raj...człowiek sprzed 100 lat przeniesiony w to ciepłe, widne i piękne miejsce uznałby go za raj".
Młoda dziewczyna w piżamie przegina się przede mną, łączy urządzenie pylące wodę - gorąco, matka ma duszność. Trzeba opanować wzrok, bo jest noc, ona młoda, powabna i w piżamie. Wychodzimy i mówię jej o duszy...
- A chora dusza?
- Dlaczego pani mnie kusi?
Po powrocie do bazy miałem jasną odpowiedź na to proste pytanie: chora dusza - to dusza nie znająca Boga! Dzisiaj nie jest mi dane spanie. Chorego z kolką kieruję do szpitala - jego żonę musi odwieźć do domu sąsiad.
Już nowy tydzień..."zaczynam w Imię Twoje Panie Jezu".
- Ja zawsze jestem przygotowany do śmierci...mówi kolega szyderca prześmiewca.
- Jeżeli tak mówisz to jesteś nieprzygotowany.
- Jak to nie, przecież zawsze myję nogi!
- Ostrzegam cię, wielka szkoda, że twój umysł przeszkadza ci w przebudzeniu się!
Idę wolno do pokoju lekarskiego, pracuję w ciszy...zaczynam się sobie podobać, bo zauważyłem napływ wielkiej miłości do ludzi i do tego co czynię. Tak chciałbym nawracać...każdą ilość dusz, ale to niemożliwe. Naprawdę nie wiem dlaczego trwa tak wielkie zaćmienie ludzi?
- Każdy pani dzień (67 lat) ma wagę złota - cóż pani przynosi dla Nieba?
- Jezus oddał Życie za pana, proszę rzucić dla Niego palenie!
Nagle o 13.00 zgłoszone śmierć jednej ze "świętych babć" z mojego rejonu. Przy okazji pytam rodzinę: "kto będzie modlił się po babci w tym domu? Babcia schudła w ostatnim okresie, a Szatan szarpał ją po odległych miejscowościach, męczyli ją niepotrzebnie w szpitalu (400 km stąd), wczoraj przywieziona, dzisiaj zmarła.
Przy okazji zawieruszono jej różaniec, który miała życzenie włożyć do trumny. Kapłan był, ale tam..."Jezu, Jezu mój! Nastrój zadowolenia - pozbyto się babci. Wnuczka krzyczy, sąsiad zagląda i "podziwia" jej wygląd (na powiekach monety, strasznie schudła".
Wsiadłem smutny do samochodu, ruszam i proszę: "Panie Jezu przyjmij duszę tej pacjentki...tak mało ludzi modli się..przyjmij ją Dobry Jezu, Matko Prawdziwa".
Jadę, łzy lecą po twarzy i nagle zrozumiałem, że w momencie śmierci musi być święta cisza! Natomiast w piątek o 18.00 powinny bić dzwony i strzelać armaty: Jezus umarł, otworzył Niebo...powinna trwać radość jak w Sylwestra.
Odmawiam modlitwę przebłagalną za babcię, skręciłem do lasu...tam wielki blok kamienny (prostokątny)...skąd w lesie taki blok? Nawet pomyślałem, że byłby z niego piękny krzyż.
Dokończyłem całą modlitwę. "Jezu mój, Jezu...jak to wszystko pięknie ułożone. Ile dajesz mi Jezu przeżyć, niepowtarzalnych chwil! Przede mną jeszcze piec wizyt!
Teraz badam małżeństwo, rozmawiamy o Jezusie, radzę, pytam, wskazuję. Pacjent wyciąga książeczkę po łacinie (wg Tomasza z Akwinu) i czyta wskazane przeze mnie zdanie: "Kto idzie za Mną, ten nie zazna lęku!"
Jadę dalej i pomyślałem, że Jezus był z nami. Prawie 18 godzina, a ja jestem w biednej chacie. Na kredensie leżą kawały boczku, nastrój rodzinny...babcia spod koszuli wyciąga woreczek z gotówką, a ja pytam: "a gdzie medalik?" Dodałem, że pieniądze biorę tylko od bogatych, ale ie dają"!
Tak umęczony "w Imię Jezusa" zrozumiałem sens tej służby - nic innego nie da mi prawdziwego zadowolenia! Zwykłe umęczenie, największa chwała własna - nie, to nie...tylko "umęczenie w Imię Jego!"
Pan Jezus skierował mnie do kiosku, gdzie kupiłem latareczkę do czytania Ewangelii w karetce! O takiej myślałem - to głupstwo, ale wiem, że od Pana Jezusa! Późno, wszyscy śpią. Nie reaguję na złe natchnienie, aby czytać art. o kochance ministra (wspominała żona).
W ręku "Dzienniczek" s. Faustynki - przeczytałem tylko o pięć stron i popłakałem się przy scenie, gdy słabej Faustynie kapłan wnosił św. Hostię. W tamtym momencie chciało się krzyknąć: "Witaj Jezu, Prawdziwy Przyjacielu!" Tylko Jezus nie opuści...tylko On trwa przy każdym z nas do końca całkowitego opuszczenia.
Im bardziej jesteś opuszczony, tym większa pewność, że Jest przy tobie. Zakryłem twarz dłońmi, położyłem się i tak trwałem...
APeeL
O 6.30 przebudziły mnie dzwony kościelne, przeżegnałem się...dzisiaj nie idę na Mszę św. ponieważ mam dyżur w pogotowiu (od 7.30). Planuje wysłuchać nagraną. Zakręciłem się w poszukiwaniu wolnej taśmy, a przez to słucham pięknego śpiewu;
"Najświętsza Dziewico.
Przybytku Boga z ludźmi.
Maryjo Ziemio Święta.
Panno Niepokalana.
Matko Emanuela."
Łzy same płynęły po twarzy, a z serca wyrwało się moje wołanie: "Pośredniczko Wszelkich Łask! Madonno ja pragnę Twym dzieckiem być". Zasłoniłem twarz dłonią, w ciszy słuchała także żona..."Matko, która mnie znasz...do Syna Swego mnie prowadź! Maryjo moja najmilsza Matko!"
Prawie nie wytrzymuję napięcia...mam szczególnie pamiętać o tych, którzy sami nie potrafią się modlić. Proszę Faustynkę i Matkę, aby dzisiaj były ze mną. Dotknąłem książki Denisa Diderota "Zakonnica" - nigdy nie będę jej czytał, ale w tej sekundzie zrozumiałem sytuację Faustyny.
Ona w zakonie, ja w życiu - wokół tak wiele niewiary i różnych ludzi, którzy sprawiają cierpienia, a także wielu jest "normalnych", a nawet niewierzących i spełniających specjalne zadania panów ziemskich!
O 6.55 popłyną słowa Ewangelii o "obumieraniu ziarna" - trzeba umrzeć, aby wrócić do Prawdziwego Życia. Na początku dyżuru miałem znak: jedno za drugim dzieciątko, wszystkie bardzo chore. Na dodatek próba - w momencie rozpoczynania się Mszy św. radiowej muszę z takim maluszkiem pędzić do szpitala!
Dzisiaj już wiem, że dla Jezusa ważne jest to dzieciątko (aniołek), a nie Msza radiowa (moja przyjemność)! Jezus postawił mnie do jego ochrony. Na poprzednim wyjeździe zauważyłem, że przed jednym z domów stała figura Pana Jezusa z Sercem.
W czasie szybkiej jazdy czytałem słowa skierowane od Matki Bożej Pokoju...wprost do mojego serca: "zaczynaj dzień modlitwą, czytaniem, Słowem Bożym zaszczepiony! Ofiaruj dzień pracy Sercu Jezusa i Niepokalanej...nie prowadź się sam, niech prowadzi cię Bóg! Żyj prosto, nie zgłębiaj problemów!"
Jakże to wszystko jest jasne, a jakże trudne w realizacji. Teraz mijamy przepiękną figurę Niepokalanej (przed kościołem). Jakże przydałby się dobry aparat - tak chciałbym utrwalać te obrazy. Ja wiem, że to z n a k!
Nigdy nie poproszę Jezusa o ukazanie się...nie chcę tego dowodu! Niech uczyni to innym, ale chciałbym ujrzeć Matkę Prawdziwą. Pod moimi zamkniętymi powiekami pojawił się obraz Niepokalanej na Niebiosach (jest taki).
Teraz Pan Jezus skierował mnie do ciężko chorego inwalidy (pierwsza grupa), który mieszka w odległej wiosce, w biedzie otoczony piątką dzieci. Nikt im nie pomaga.
- Jak on się modlił, aby pan przyjechał! Powiedziała żona chorego.
Jakby w nawiązaniu do wczorajszej dyskusji czytam, że Życie Wieczne kształtujemy tutaj - tym życiem żyjemy dla Życia! Jezus powiedział: "Ten, kto miłuje swoje życie straci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne"!
W jednym zdaniu: żyjący dla życia są powoływani do świętości czyli życia dla Życia!
Jednak Szatan wskazuje: "żyje się raz, przecież coś należy się od życia, trzeba go używać, itd.!" Do tego straszy śmiercią, nie godzeniem się ze starością, cierpieniami i rozpaczą...podsuwając samobójstwo!
Taki styl wyklucza altruizm, życie dla innych z wzorem pokazanym przez Zbawiciela, który oddał życie za nas, dobrych i złych, wskazał, że życie ma być służbą w oczekiwaniu na powrót do Ojca, który daje Życie Prawdziwe.
Trwała udręka dyżurowa. Wszystko odmieniło się w południe...nawet ustało napięcie nerwowe. O 18.00 wysłuchałem Mszę św. z kościoła polskokatolickiego, ale brak w niej "siły duchowej". Tam nie ma namaszczonych kapłanów (jak w Chinach). W sekundowym śnie ujrzałem wnoszoną tam trumnę (do bocznego wejścia).
Na wyboistej drodze odmawiałem modlitwę przebłagalną, a w tym czasie kierowca przeklinał. W migawce telewizyjnej pokażą żołnierzy w Częstochowie podczas Eucharystii! Taki obraz wywołuje u mnie (prawie automatycznie) łzy w oczach.
W ciszy wróciłem do Ewangelii. Marek i Łukasz nie byli uczniami Jezusa: dlaczego nie można połączyć ich relacji o Jezusie? Kolega oglądał (jedna nora w piwnicy) brutalny film, a ja pod kołdrą słuchałem Mszy św. radiowej... APeeL
Trwa wczorajszy dyżur w pogotowiu. Ze smutkiem w duszy położyłem się tuż po północy, ale zaczęła się "szarpanina". Zrywanie do pacjentów traktuję jako "ćwiczenia" i śmieję się z tego, ale współpracownicy budzeni w nocy nie mają humoru.
Około 7.00 w czasie kąpieli pod państwowym prysznicem nadeszło wyjaśnienie, że "przez upadki unikam pychy duchowej!" To wielka prawda wynikająca z Mądrości Bożej. Ponadto po upadku zawsze uciekam do Pana Jezusa.
Teraz tłumaczę, że moment śmierci Jezusa na krzyżu z Jego słowami: "Wykonało się" - to czas wielkiej radości! Pan Jezus naprawdę otworzył Niebo - każdy kto w Niego uwierzy może tam trafić! Oni uważają, że śmierć to smutek i nie wolno się radować.
Do kolegi felczera powiedziałem, że wczoraj ośmieszył Pana Jezusa, a ludzie robią to na wszelkie sposoby! Jeżeli nie obudzi się i w takim stanie umrze to będę się smucił w momencie jego śmierci. W ciszy otworzyłem "Biblię", gdzie trafiłem na słowa: "gdy mieli dość naigrywania!"
Zawołałem tylko: "Jezu mój...Jezu...jakże teraz chciałbym być z Tobą" - nawet w tym szukam własnej przyjemności...przecież wczoraj miałem być z Panem, a upadłem! Idę do przychodni na pietrze (jeden budynek) z pochyloną głową, mimo głodu (poszczę w piątki): "to dla Ciebie Jezu"...
- Proszę modlić się o dobrego męża i zamążpójście...los może zmienić Matka Boża!
- Proszę modlić się o zmianę nazwiska (mówię pannie o nazwisku Szatan)!
- Nie wolno zajmować się spirytyzmem...właśnie ci ludzie nie wierzą w Pana Jezusa!
- Nie wola własna, ale Moc Boża zmienia nas i daje siłę, a wszystko robione w Imię Jezusa jest nieprzemijające...
- Za zwykłe dobro Stwórca nagradza zwykłym dobrem!
Teraz rozmawiamy ze świętą babcią, która ma więcej światła niż kilku uczonych! Każde słowo jest bliskie naszym sercom, a Pan Jezus stoi między nami! "Boże, Ty dałeś Światło prostaczkom...to Twoja Mądrość i Wola!"
O 14.00 głowa prawie pękała, ratunek ujrzałem w działce, samotności z czytaniem Biblii, ale Zły czuwa niezmordowanie. Po wypiciu piwa zacząłem wypalać trawę i ranić rośliny, a nawet spalać małe żyjątka. Całkowicie rozgoryczony wróciłem do domu - jeszcze raz ujrzałem swoją nicość i bezbronność wobec złych sił!
Ten upadek był wynikiem nieposłuszeństwa, bo nie posłuchałem delikatnego natchnienia, abym "nie kupował piwa!"
APeeL