O 2.30 wstałem spragniony zimnego piwa, ale nie pozostałem z Panem na czuwaniu, ponieważ opanowała mnie śmiertelna senność. Padłem na ziemię przepraszając Pana z zapytaniem: "kto Jezu zrozumie Twoje osamotnienie i kto na ziemi może podjąć takie wyzwanie?"
O 6.30 wołałem na kolanach w modlitwie przebłagalnej za pacjentów...na sercu zrobiło się lżej. Po wyjściu do przychodni popłynie "Anioł Pański", a w radości i mocy duchowej zacząłem śpiewać pieśń z wczorajszej Mszy św.
Na przywitanie pojawiało się straszliwe rozdrażnienie oraz zła energia napływająca od pacjentów zza drzwi. Pojawiali się narzekający na wszystko i wszystkich, na cały świat! Właśnie przestraszona pacjentka o kulach pokazała mleczny mocz, a to oznaczało, że wydaliła rozproszony kamień. Przy okazji gadała "na niedobrego kierowcę pogotowia... starego i siwego". Ta fala trwała do 11.00.
Naprawdę nie wiem dlaczego Jezus daje nam takie "czerwone" dni - pełne napięcia i kuszenia? Wiem, że jest ćwiczona moja wybuchowość, a chcę spokojnie uporać się z chorym tłumkiem...pragnąć świętości. Śpiewa Iglesias, a ja w sercu wołam: "Panie Jezu! Panie Jezu!" Teraz, gdy to przepisuję (22.05.2023) - ponownie słucham tej rytmicznej piosenki.
W oczekiwaniu na posiłek (na miejscu mamy stołówkę dla oddziału wewnętrznego) zamknąłem oczy z powodu pragnienia modlitwy. W takich chwilach nie obchodzi mnie ten świat, bo tylko Pan Jezus może spełnić moje pragnienia. Tak się też stało, bo wyrwano mnie na pilny wyjazd karetką do ataku serca...wskazano odpowiedni adres i kłopot pacjenta został załatwiony w 10 minut.
Jezus pocieszy nawet nagłym przerwaniem obiadu lub dodatkowym obowiązkiem. Zrozum, że z Jezusem wszystko jest piękne i radosne! Po powrocie spokojnie zjadłem obiad, poczekalnia pusta, można jechać na wizyty. Teraz mam dar wysłuchania nagranego kazania z Mszy św. radiowej:
"Trwaj we Mnie, a Ja będę trwał w tobie (..) beze Mnie nic nie możesz uczynić" - to święte słowa Zbawiciela. Wiem też, że mam przynieść owoc obfity! "Najmilszy w Chrystusie. Czas rzucania kamieniami nie minął, a rani tym dotkliwiej, gdy pochodzi od chowających się za sutanną!" J
Paweł był przy kamieniowaniu Szczepana! Ile nienawiści i przebiegłości było w tym człowieku? Jednak Apostoł narodów pojął ile cierpień będzie musiał ponieść dla Imienia Jezusa! Z wilka wyrósł na pasterza życia, a życiem dla Kościoła jest czas normalny czyli czas prześladowania!
Krzew winny - jeden strumień życia, a życiem jest Chrystus. Życie, które do Niego nie zmierza i z Niego nie wypływa prowadzi na manowce. Świat kona bez miłości, albo bawi się jej pozorami - nie widzi jej prawdziwego źródła w Chrystusie. Jezus jest źródłem wszelkiego życia - dlatego trwaj w Nim!" Nieznacznie zmieniałem i skróciłem słowa, które płynęły wprost do mojego serca.
W łóżku konała staruszka. To już moja trzecia wizyta - nigdy nie czułem się jej lekarzem, ponieważ została przywieziona do tej rodziny z innego rejonu. Ona jest między światami i moje działanie jest zbyteczne.
Rodzina nie przeżywała jej odejścia, bo mieli ciasno (trzy pokolenia), umierająca zajmuje łóżko, ale szkoda jej renty! Dziwny jest ten świat. W pośpiechu kończę resztę wizyt i zmęczony wracam na dyżur w pogotowiu.
Po chwilce snu, odmówiłem modlitwę i koledze, że dzisiaj nie dam się wciągnąć w żadną dyskusję! Jednak po chwili walczymy ze sobą w sprawie aborcji.
- Wszystko co mówi pan do mnie...odbija się od mojej duszy. Jezus nie pozwala na zabijanie i w Jego Imieniu proszę pana, aby w tej sprawie nie zabierał głosu!
- Co pan...nie wie pan, co pan mówi...w Imieniu Jezusa? Czy pan nie przesadza? Czy nie zbyt wysoko ceni?
To ciężki przeciwnik, mocno bije! Rzucanie kamieniami w Jezusie trwa. Odmówiłem moją modlitwę przebłagalną za niego, za mnie i za nas wszystkich. W tej sprawie może pomóc tylko wołanie do Boga Ojca! Resztę dnia dopełniło czytanie s. Faustynki - jakże powtarzają się zdarzenia!
APeeL
Na dyżurze w pogotowiu minęła północ, z wyjazdu karetką wrócił kolega, ale nie odezwałem się do niego. Stale "dyskutujemy" o wierze: heretyk z wiedzącym, że wszystko jest prawdziwe w naszej wierze.
W ręku mam "Dzienniczek" s. Faustyny, gdzie trafiłem na słowa do mnie o pokusie "nauczania!" Zbawiciel czeka na nas z prośbami o pomoc do Matki Bożej, Aniołów i Świętych oraz do Siebie Samego. W pokusie jest sposobność okazania wierności (upadek, modlitwa i ucieczka do Matki).
Zerwano do badania krwi u pijanego, który powiedział: "leczyłem się u psychiatry"! Udawał, że nie rozumie badania: próba palec - nos, wyciągnąć ręce, stanąć na jednej nodze, itd. Podczas chuchnięcia w alkoholomierz powietrze wydychał w swoją brodę! Natomiast w dowodzie miał zdjęcie Kielicha ze św. Hostią...ja wiedziałem, że jest to znak dla mnie!
Świta, jedziemy do zatrzymania moczu, a wzrok zatrzymało suche drzewo - prawdopodobnie ktoś je zniszczył. Jak wiele dusz ludzkich jest w takim stanie!
Sprawnie założyłem cewnik dziadkowi, a podczas powrotu do bazy wołałem: "Panie Jezu, Matko Boża obejmijcie opieką wszystkich ludzi z którymi pracuję - szczególnie tych, którzy źle myślą o mnie i źle czynią!"
Ponownie odmawiam część chwalebną różańca..."Zmartwychwstałeś Jezu i pokazałeś Chwałę Ojca, wstąpiłeś do Nieba pokazując drogę! Dziękuję za Ducha Świętego, który niesie Pokój do mojego serca".
Po powrocie do domu unikałem rozdrażnienia, nie zwracałem uwagi na gadanie żony i fochy córki...nawet nie krytykowałem wstrętnego zapachu kaszanki. Wyjechałem wcześniej do pobliskiego kościoła (4 km), aby posiedzieć w ciszy, ale trafiłem na głośną modlitwa za zmarłych...
Wyszedłem rozczarowany na pobliską łąkę, gdzie był staw z kaczkami i wielkie dostojeństwo pary łabędzi...pojawiły się też dwa bociany! Ten widok wywołał wielki pokój w sercu, a to potwierdziło, że miałem przybyć właśnie tutaj!
Wróciłem na początek Mszy świętej, a demon zaatakował mnie "służbą bezpieczeństwa", dyskusjami wewnętrznymi i rozmyślaniami...na dodatek Słowo czytał sepleniący kościelny. "Panie mój - jakich Tobie dają posługaczy?"
W złości miałem wyjść, ale wzrok przykuł obraz Pana Jezusa Miłosiernego oraz z Najświętszym Sercem w koronie cierniowej! Dodatkowo pocieszył mnie głos kapłana z procesji i śpiewający lud, a łzy w oczach sprawił śpiew pieśni (na trzy głosy): "Zmartwychwstał Pan", którą grałem niedawno na akordeonie.
Serce przeszył ból Jezusa i w tym momencie zrozumiałem atak Szatana, bo dzisiaj jest "trzeci dzień zmartwychwstania Pana Jezusa z ciałem". Po Eucharystii zbyt wcześnie wstałem, a tu zalecenie: "na kolana, na kolana!" Za mną młody mężczyzna klęczał wytrwale..."och, gdyby tak każdy zrozumiał, co oznacza Św. Hostia...klęczałby aż do wytrzymania!" Teraz już radość i wielka nagroda, bo w kościele zostały małe dzieci, które organista uczył śpiewu...
Zły nie zrezygnował z ataku: na obiad był "wędzony kurczak" chyba zdechły, a na działce kobiety zapraszały "na kawkę"...pokój ostatecznie zabrał krążący wokół traktor z opryskami i to w samo południe (zabronione na działkach pracowniczych). Dodatkowo "po dobrym obiedzie" złapała mnie biegunka, a właśnie odwiedził mnie brat chory na podział majątku rodzinnego. Dodatkowo zza winklów wyskakiwali sąsiedzi.
Teraz słucham zwiedzionych przez Szatana zielonoświątkowców: najwyższe "dobro" to mówienia "językami" jako znak działania Ducha Św. Takim "dobrem" Szatan oderwał ich od wiary katolickiej (nie ma u nich Eucharystii). Ogarnij cały świat...uschłych drzew!
APeeL
Po przebudzeniu serce zalała radość z wczorajszego postu w intencji pokoju w b. Jugosławii. Natchnienie sprawiło, że po chwilce czytałem rozważanie o "św. Agonii" Pana Jezusa. To była zarazem odpowiedź na moje wczorajsze zapytanie: jak Pan Jezus wiedząc i widząc wcześniej Swoje Ukrzyżowanie miał moc nieść krzyż i to wszystko wytrzymał?
Właśnie od Zbawiciela padły Słowa do mnie: "Posłuchaj, moje dziecko, oręż modlitwy pomógł mi zwyciężyć, Mój duch ujarzmił słabość natury. Moc przyszła do mnie z modlitwy i teraz mogę stawić czoła. Naśladuj Mój przykład i pertraktuj z Niebem tak jak Ja!"
Na dyżurze w pogotowiu napłynęło wielkie pragnienie modlitwy - może ktoś modli się za mnie? Czy ten sygnał wywołuje u innych podobne pragnienie? Może to sprawia, że wołanie do Boga Ojca oplata kulę ziemską. Tak płynie dobro duchowe przez ś w i a t widzialny i niewidzialny.
Nasza myśl nie ma ograniczenia w sensie odległości! Przecież wołam do Boga Ojca, który "jest w Niebie". Nie wiemy jaka to odległość, z drugiej strony Pan jest w nas (dusze). Obecnie nie mamy techniki, która może to sprawdzić.
Napłynęła pewność, że w momencie śmierci ciała ziemskiego Pan Jezus był, ponieważ naszej duszy nie może zabić nawet Piekło. Zmartwychwstanie dnia trzeciego dotyczyło ożywienia ciała...jak u Łazarza. W tym wypadku chodziło o zabranie ciała fizycznego (Wniebowstąpienie)...jako dodatkowo znak dla niewiernych Żydów. Kasowało to zarazem wszelkie przyszłe manipulacje (jak kult "wiecznie żywego" Lenina).
Jutro (w niedzielę) Pan Jezus przyjdzie do mojego domu i powie: "Pokój wam!". Zawołałem do Matki Bożej w sprawie córki, która męczy się bez wiary: "wspomóż ją Matko moja. Proszę Ojcze nasz"...
Podczas trwania cz. chwalebnej różańca pędziliśmy my do nieprzytomnego pacjenta. Podczas "Zesłanie Ducha Świętego" wśród oczekujących uczniów "ujrzałem" szczupłą niewiastę, Matkę Pana Jezusa. Jak naprawdę wyglądała? Znamy Ją z Objawień i wizji osobistych!
Młody mężczyzna leżał nieprzytomny, sapał i stękał, a wyglądem "straszył śmiercią"...w natchnieniu odebrałem, że to nic takiego. Z wywiadu i badania wynikało, że jest to toksyczne zapalenie gardła (obecnie mówimy o sepsie).
W takich stanach podaję w zastrzyku dożylnym hydrocortison, a domięśniowo kokarboksylazę i kardiamid z kofeiną. Niezgodnie z przepisami dodałem mu "swoją" penicylinę i debecylinę (działa ok. 10 dni). Po 15 minutach umierający wstał na nogi. Zapisałem mu doustną ampicylinę (współdziała z zastrzykiem).
Dyspozytorce zaleciłem przyjęcie cierpień zastępczych za męża...nie mówiłem, że w jego intencji przyjąłem Eucharystię i prosiłem o pomoc Matkę Świętą. Ludzie niezbyt wierzą w pomoc nadprzyrodzoną...nie stosują przy tym postów (tylko w Wielki Piątek, gdzie od demona można jeść trzy razy, raz do syta)! Stale powtarzam pacjentom, że zdrowie nie jest najważniejsze...
Szatan wciągnął mnie w dwugodzinną dyskusję z współdyżurującym kolegą heretykiem. Nie wolno tego czynić. Przecież on jest opętany intelektualnie (demon podsuwa mu rozumowe podchodzenie do wiary czyli łaski Boga Ojca). Ile dobra uczyniłbym modląc się w jego intencji? Ile miałbym pokoju w sercu i „świętej radości"?
Podczas jego dalekiego wyjazdu (mamy klitkę w piwnicznej izbie) zgasiłem światło i padłem na kolana...odmawiając moją modlitwę przebłagalną (jest na witrynie). W wielkim uniesieniu prosiłem Boga Ojca i Matkę Zbawiciela, aby Pan Jezus nie odchodził ode mnie, bo natychmiast upadam.
Moje serce i duszę zalał wielki smutek w którym autentycznie płakałem. Chodzi o to, że nie przyjęto przysłanego Odkupiciela i Jego odrzucenie trwa dotychczas. Ja odwrotnie, pragnę, aby nie opuszczał mnie nawet na chwilkę.
Nie doceniono i dalej lekceważy się Światłość ukazującą drogę do Królestwa Bożego...z błądzeniem w ciemności. Dokąd doszła ludzkość bez Pasterza? Każdy widzi i zna: zbrodnie, obłuda, materializm, egoizm, najgorszego typu wynaturzenia, brak miłości braterskiej!
Do kolegi nie docierały moje stwierdzenia, że...
- celem naszego życia jest nawrócenie (przyjęcie Jezusa do serca)
- oddanie woli własnej Bogu Ojcu
- przyjmowanie cierpień, a w upadkach uciekanie do Zbawiciela i Jego Matki...
APeeL
Żonie przyśniła zmarła córeczka, nawet całowała ją oraz jej rodzice...z niepowtarzalną radością przybiegła do mnie (o 3.00).
Wolno idę do pracy odmawiając cz. Bolesną Różańca. Omijałem znajomych, a pragnącemu iść ze mną dałem tylko znak ręką, aby szedł sam. Nie wiem, co pomyślał...
Pod przychodnią serce zalał śmiertelny ból, ponieważ znalazłem się z Panem Jezusem w Drodze na Golgotę! Rozdźwięk pomiędzy tym i Tamtym światem, ciałem i duszą sprawił, że nie mogłem wejść do przychodni!
Miałem jeszcze czas, usiadłem na ławce za rogiem (przy pogotowiu) i dalej odmawiałem św. Agonię (tak określiłem umieranie Pana Jezusa na krzyżu).
Wyobraź sobie, że niesiesz krzyż po wcześniejszym ubiczowaniu (większość umierała), to jeszcze wytrzymasz, ale przed tobą jest krzyżowanie! Z drugiej strony masz świadomość, że przyniesiesz ludzkości odkupienie z otwarciem Królestwa Bożego.
Z serca wyrwał się krzyk: "Jezu! Mój Panie! Najmilszy Przyjacielu"! W takich uniesieniach demon nie śpi, bo jakby dla kontrastu...
1. W gabinecie jest niewidoma z opiekunką (pierwszeństwo wejścia) i humorystycznymi stwierdzeniami. Przez "pomyłkę" prosi o zapisanie "Marianka" (rumianku), a jest bez recepty i mówi o znajomej, że "ma lubego i dla niej liczy się pełna lodówka i napicie się wódki".
2. Następny pacjent żartował śmiejąc się głośno: "zaraziłem się na tapczanie...choroba przejdzie potomstwo".
3. Natomiast babulinka z kosturem odpowiada na moją zaczepkę: "na starość torba i kij", że "dziadu wieś się pali...bierze torbę i idzie dalij". Poradziłem jej, aby przekazała rodzinie, że "cała renta poszła na lekarza" (rozbierają). Dałem jej pakę kawy - dla pazernych wnuczków! Zapytała: "gdzie się urodziłem?" Proszę ją o przekazywanie w modlitwie pokoju (ma zbyt dużo ciszy).
Na ten czas za drzwiami gabinetu napłynął huk - młoda dziewczyna zemdlała i z całej bezwładności uderzyła głową o beton...tak można się nawet zabić. Zamieszanie, przestraszenie pacjentów...trafiła do chirurga.
Wracałem umęczony z ponownym rozmyślaniem o Tajemnicy niesienia krzyża. "Jezu mój. Jezu...przed Tobą ukrzyżowanie! Jak Panie mój mogłeś to wytrzymać...wszystko wiedziałeś, ale ból i lęk przenikał przecież Twoje Serce...także ludzkie serce". Łzy zalewały oczy, szybko je wytarłem, ponieważ nadchodziła znajoma.
Wczoraj byłem zły na żonę, ale dzisiaj niosę dla niej dżem z czarnej porzeczki (trudno dostać). Smutno mi z powodu awarii maszyny do pisania, bo nie ma gdzie zreperować. Okazało się, że w 5 minut uczyni to sąsiad. Powstała obopólna uciecha (zyskał pół litra).
Stwórca zabrał mi i dał jemy, bo pije od święta, a ja uprzytomniłem sobie, że prosiłem o przejęcie nałogu picia znajomego kierowcy...stąd tyle zamieszania! Widziałem go dzisiaj "zdrowego" - nawet zazdrościłem mu tego, ponieważ sam byłem "po przepiciu".
W domu cisza, błogosławiony sen...och, jak to pięknie ułożone! Spacer wieczorny...za każdym płotem pies, który ujada lub rzuca się z wściekłością na płot. Ludzie upatrują w nich swoje bezpieczeństwo.
Po powrocie padłem w ciszy w fotel i w nagłej jasności ujrzałem Boża Prawdę: za Miłość Wszechogarniającą Pana Jezusa poniżono Go do ostateczności! Pełnią Chwały otrzymał po powrocie do Boga Ojca. W końcu moje serce zalało pragnienie zbliżenia się ku Jezusowi...
APeeL
Na kończącym się dyżurze kolega obudził mnie pomyłkowo (6.00). To niewierny, który lubi dyskutować (napadać na wiarę)...zaczęliśmy szermierkę duchową, ale natchnienie wskazuje, że jest to coś złego.
Faktycznie, nie wolno dyskutować z wrogami wiary, ale modlić się za nich. Nie możemy odmienić ich serca, tylko Sam Bóg może to sprawić za naszym wstawiennictwem. Tak przecież było ze mną.
Wskoczyłem pod prysznic, a właśnie wcześniej przyjdzie zmiennik. "Czuwaje" atakują od rana...nie wiem nad czym czuwają? Czy nad moim bezpieczeństwem (niepotrzebne, bo czuwa nade mną Opatrzność Boża)...czy nad własnym?
Dzisiaj jest nawał pacjentów, a właśnie przybył biedaczyna, którego załatwiałem około godziny, a jego pieniądze włożyłem między recepty.
- Staruszki są okropne w końcówce...mówi opiekunka PCK!
- Pan podjął pracę bez mojego zezwolenia (ochroniarz)...może pan otrzymać tylko karabin drewniany .
- Pani cierpi od dziecka, teraz opuszczenie przez męża, bieda i choroba matki...oto cechy wezwania! Co rozumie z mojej mowy ta kobieta? Akurat nie mam nic di ofiarowania.
- Matka Prawdziwa nie udźwignie pani z powodu pychy...strofuję inną!
Teraz zaczynam modlić się w każdej wolnej chwilce. Żona jest zdziwiona moim podziękowaniem Stwórcy za smaczną wędzoną rybę, kwaszone ogórki i świeży chleb. Wszystko jest darem - nawet możliwość wypicia wódki! Nie lubi tego zły, podsuwa naszą zaradność. Dzień kończy zawierucha i zepsucie się maszyny do pisania...
APeeL