Wola Boga Ojca
  1. Jesteś tutaj:  
  2. Start

13.06.1989(w) Zło odciąga od Boga...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 13 czerwiec 1989
Odsłon: 1025

    Na początku mojej drogi duchowej wielki kłopot sprawiały wyrzuty sumienia. Wówczas jeszcze nie wiedziałem jak wielkie jest Miłosierdzie Boże. Szatan nie dawał spokoju, bo chciał wykazać, że jestem cuchnącym nędznikiem. W ten sposób wielu odciąga od Boga.

   Ja wiem, że zło mam zostawić za sobą, nie mogę rozmyślać i do wracać niego! Właśnie zrozumiałem to, że częstowałem wódką...mimo głosu ostrzegającego. Teraz, gdy to przepisuję i edytuję (27 czerwca 2018 r.) wiem, że to było działanie naszego Anioła Stróża.

   Tak też było dzisiaj, gdy podjąłem decyzję zadzwonienia do „Gazety lekarskiej”. Nie posłuchałem tego Opiekuna Bożego, który zawsze mówi jedno słowo: „nie!”. Po połączeniu przerwano rozmowę z informacją, że wykorzystałem swój czas. Tam nie ma czegoś takiego, ale powstało wrażenie, że dzwoni głupi.

    Wróćmy do tamtego czasu. Postanowiłem, że nie mogę pozwolić, aby zło odciągnęła mnie od Boga i zacząłem wołać:

„Panie Jezu!

Pociesz, pomóż, prowadź.

Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną"...wielokrotnie powtarzając!

   Po kilku minutach wróciła równowaga, pogoda ducha, nadzieja napełniła serce i miałem zapał do pracy. Modlitwa jest zaporą w odchodzeniu od Boga Ojca.

    Synowi grozi zawalenie roku szkolnego (jest słaby i chory), nie idzie mu fizyka i matematyka. Żona jest z tego powodu smutna, a mnie też się to udzieliło. To tylko próba od Pana...ku naszemu polepszeniu. Tak jest naprawdę, bo żona w płaczu mówi o Bogu. Wiem, że wszystko będzie dobrze, bo Pan jest czuły i otrze łzy każdemu...trzeba się tylko zwrócić z ufnością!

   Każdy musi zrozumieć, że ostatecznym celem naszego życia jest odnalezienie Boga i kierowanie się ku Niemu. Cierpienie i pokora...to zwykły ziemski czyściec! Trzeba w tym wzrastać i nigdy nie zwątpić. Naprawdę nic innego nie jest ważne...

   Pomyślałem o śmiertelnie chorej pacjentce, która zaczęła wierzyć w wyleczenie, ale zapomniała o ostatecznym celu swojego życia. Wówczas pojawia się najgorsza pokusa: z w ą t p i e n i e. Z tego miejsca już blisko do porzucenia wiary.

   Powiedziałem jej o pięknie umierania, które widziałem jako lekarz...o ciszy, pogodzie i ufności. Wskazałem też, że właśnie toczący się bój o jej duszę...tym bardziej, że poróżniła się z rodziną i w tym czasie jest osamotniona.

                                                                                                              APeeL

 

12.06.1989(p) Cuchnący nędznik...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 12 czerwiec 1989
Odsłon: 1063

    Wstałem wcześnie, a za oknem krzyczała młoda sroka, która wpadła w zagłębienie drzewa. Kiedyś obserwowałem rozbój dwóch srok w gniazdach innych ptaków. Teraz dla niej wrogiem jest kot.

    Pacjent, prosty człowiek, a nawet prostak opowiadał jak zabija koty i psy, których skóry wykorzystuje się do przykładania na bolesne miejsca kręgosłupa oraz na pokrowce do samochodów i obszywanie kożuchów.

   „Kotka uderzam głową o ścianę, a psa wieszam...wyczuwa, że mam go zabić, siedzi skulony i niepewny, nawet nie drgnie. Kiedyś chciałem sobie zrobić kożuch z psich skór, ale odradzono, bo przejdę ich zapachem!"

    Zawołałem tylko: „Panie Jezu wybacz te bezmyślne czyny i słowa człowieka prostego, który bardzo kocha swoich bliskich.”

   W glinianej chatce, w barłogu od 4 lat leży sparaliżowany człowiek...całkowicie zdany na obsługę żony i córki. Teraz jest zawinięty w narzutę, dobrze słyszy i mówi. Na rzut oka: parkinsonizm miażdżycowy.

   Jego mięśnie są sztywne, ma typowe drżenie, jest bezradny, a teraz dodatkowo wystąpiło zatrzymanie moczu i biegunka. Wyobraź sobie taką sytuację! Nie chce iść do szpitala...woli umrzeć w domu, a najgorsze jest to, że będzie musiał jeszcze żyć. Cewnikowanie, leki, śr. opatrunkowe, podwiezienie rodziny do apteki...kończy się moja posługa. 

   Na działce - w chwili odpoczynku - miałem czytać, ale zacząłem zbierać stonkę...wróciły myśli o zabijanych zwierzętach. Nie można pogodzić życia zewnętrznego z wewnętrznym! Nie wolno szkodzić żyjątkom. Jaką wartość mają chronione kartofle? 

      Podczas kąpieli podziękowałem Panu Jezusowi za ten dar. W tym momencie pomyślałem o tym pacjencie, który nie ma takiej łaski. Wyobraziłem sobie jego radość po umyciu, przebraniu i położeniu do czystego łóżka!

    Określenie "cuchnący nędznik" nie dotyczy chorego na ciele. Przez ciało Pan Bóg pokazuje jaki jest stan wielu dusz...sam taką miałem przed nawróceniem.  

                                                                                                                                    APeeL

11.06.1989(n) ZA ŁKAJĄCYCH W SERCU

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 11 czerwiec 1989
Odsłon: 1470

    Pan sprawił, że właśnie dzisiaj miałem opracować ten zapis. Dawno temu zmarła nasza laborantka, a teraz „przyszła” z prośbą o wstawiennictwo. Przechorowała gruźlicę i później jej życie się pogmatwało. Ja mogłem zginąć podobnie.

 

    W czasie, gdy nie miała na leki, bo straciła ubezpieczenie przyszła do mnie po pomoc, bo umrze, ale ja odpowiedziałem, że mnie to nie obchodzi. Przecież mogłem wykupić jej potrzebne leki nasercowe. My tak właśnie postępujemy z Bogiem, bo żądamy pomocy, a bliźnim jej odmawiamy.

  Wielkie łkanie zalało moje serce. Zerwałem się, bo usłyszałem, że właśnie żona z wnuczkiem odmawia  koronkę do Miłosierdzia Bożego i wołałem z nimi za nią. Jak Bóg to pięknie uczynił.

  W tamtym czasie byłem już zawołany przez Boga, ale jeszcze nie przystąpiłem do Sakramentu Pojednania i nie uczestniczyłem w życiu Kościoła świętego. Szatan chciał mnie zabić, a to nie żarty, bo podczas mojej pracy z powodu nałogów życie straciło 8 lekarzy!

 

    Właśnie kończyłem dyżur w pogotowiu i po przebudzeniu się zawołałem:Dziękuję Ci, Panie Jezu, że w tym czasie nie było żadnego pacjenta.W zlewie męczyła się ćma odwrócona skrzydłami, której próbowałem pomóc. Nagle odczułem jej bezsilność... podobną do mojej walki z drinkerstwem.  

 

    Szykowałem się do domu, a musimy jechać do wypadku...

- Co pan czyta?...zapytał sanitariusz.

-"Zmartwychwstanie" Lwa Tołstoja. Wie pan, że to oznacza porzucenia czynienia tego, co się robiło dotychczas i to od tej chwilki!

 

    Zły podsunął „piwko”, a sanitariusz zaproponował, że pojedzie ze mną i załatwi...”tylko zdejmie fartuch”. Powiedziałem mu, że po zdjęciu fartucha będzie przypominał kuszącego diabła.

 

    Z wielkim trudem skręciłem do domu, ale na następnym skrzyżowaniu trafiłem w miejsce, gdzie byli wszyscy z dnia wczorajszego. Jest fajne jak w barze: „Panie! wybacz, bo tu jest miło, a w domu żona i dzieci!”

 

Po wjechaniu do garażu włączyłem radio, a przypomniał się Larry Tomczak, który w takim właśnie miejscu przyjął chrzest w Duchu Św. Właśnie rozpoczęła się Msza św. radiowa i popłynęły do mnie słowa kapłana: „Jezus jest z tobą! Stałeś się człowiekiem i musisz dla innych robić to co powinieneś! Jezus jest z tobą w twoim osamotnieniu i w twoim cierpieniu".

 

Myślałem, że już jestem silny, że nie dam się tak łatwo! Niestety. Nadal jestem nędznym i małym człowieczkiem. Popłakałem się...łzy płynęły po twarzy. Nie wiem jak wyrazić mój ból z powodu upadku!

Ja wiem, że nikt mi nie pomoże. Siły widzialne i niewidzialne na ziemi nastawione są na czynienie zła! Musisz to pojąć. Taka jest konstrukcja tego świata!

 

  Po powrocie do domu  wzrok zatrzymał Pan Jezus Miłosierny. „Panie wybacz! wybacz! wybacz!!” Z Mszy św. radiowej znowu padły słowa do mnie, które wywołały zapytanie: „Boże  mój, Jezu Chryste, Duchu Święty! Jezus czyli „Ten, Który zbawia”. 

 

  Serce zalała bliskość Pana i na wydechu powtarzałem „Jezu. Jezu. Jezu”. Nagle ujrzałem osamotnienie Pana Jezusa, który dzisiaj jest moją podporą, a wówczas został opuszczony nawet przez najbliższych uczniów. W wielkim smutku zakończyłem ten dzień mojego życia.

 

   To wszystko wróciło dzisiaj (24.08.2013) i zacząłem odmawiać moją modlitwę w intencji duszy proszącej o wstawiennictwo, a którą rozpoczyna właśnie: „św. Osamotnieniu Pana Jezusa”! 

 

    W drodze do kościoła odmówię całą modlitwę, a Matka Boża przekaże za nią jedną z moich Mszy św. ofiarowanych na Jej ręce. „Panie! nie policz jej grzechów, przelej je na mnie, bo wiele wycierpiała, a nikt o tym nie wie”.                                                                    APeeL

10.06.1989(s) Świadomość złych wyborów...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 10 czerwiec 1989
Odsłon: 951

    W momencie przebudzenia wróciło rozczarowanie, bo pacjenta w oddziale wewnętrznym  przyjąłem pieniądze „za lepsze leczenie" (zastępuję prowadzącego). Tak nigdy nie postępuję, bo jest delikatna granica w oszukiwaniu.

   Pacjent wówczas jest przekonany, że szybciej wyzdrowieje, bo będzie dokładnie zbadany i otrzyma lepsze leki. To zwykła diabelska sztuczka. Zrobiłem źle i muszę z tego wybrnąć...mam czas do wypisu. Ja pragnę pomagać z serca, a największą radością jest zadowolenie chorego. 

   W mojej pracy byłem wykorzystywany, bo w jednym budynku miałem gabinet przychodni, obok oddział wewnętrzny bez dyżurów lekarskich, a na dole pogotowie ratunkowe. Kolega karetką „kolędował” po terenie ośrodka zdrowia, gdzie wcześniej pracował, a w nagłych wypadkach biegli do mnie.

 Natomiast w oddziale wewnętrznym miałem dodatkową łaskę bycia „ordynatorem”, a raczej ordynansem...chłopcem na posługi, parobkiem, a nawet pachołkiem. Wszyscy wychodzi do domu, a ja tyrałem. Jak to wszystko wytrzymywałem?

   W tym nawale była też radość z pomagania, a nawet rozśmieszania. Właśnie przybyła do mnie (reumatolog) dojarka z naderwanymi przyczepami w stawie barkowym, bo pracuje jako „człowiek-automat”. Dojenie krowy nie jest skomplikowane, ale wymaga wprawy i sprawności. W zespole bolesnego barku jest to bardzo kłopotliwe...

  • Wstawaj doić krowę...krzyczał mąż!

  • Dój se sam!

   Wypuścił krowy na pastwisko bez dojenia: ryczały, rwały postronki, aż przybiegła sąsiadka.

   Pacjentce tłumaczę, że wg przepisów musi doić jeszcze 5 lat (tyle jej brakuje do emerytury), ale wg pracy od 5 lat jest na emeryturze, ponieważ doiła krowy od 40 lat! Dałem jej zalecenia, zrobiłem blokadę przyczepu i zapisałem leki.

    Na  rozstanie opowiedziałem treść karykatury Anedzeja Mleczki o praktykantce dojącej byka.

- Panie kierowniku to wielka pomyłka, ale praktykantka ma zajęcie i byk zadowolony!

   Od pielęgniarki dyżurnej odbebrałem smutek, a to skierowało moje serce ku Bogu i Jezusowi. Zakryłem twarz rękoma i tak trwałem w modlitwie oraz wołam: "Jezu, Boże, Panie”. Wyszedłem na zewnątrz (placówka w środku lasu) i na ławce zacząłem czytać o Duchu Świętym. To piękne chwile w życiu dopiero nawróconego, ale Szatan właśnie takich (jeszcze słabych) uderza z całą mocą.

  Kończy się praca: od wczoraj (8.00) do dzisiaj (18°°)! Nagle napłynęła zła energia...przyniesiono mi dwie butelki wódki! Szatan dobrze wiedział, że podarowana wódka zgubi mnie, bo przeważył hazard (poker) i ochlajstwo. Każdy, kto grał w karty wie jak przebiega mecz pokerowy. Straciłem dwie butelki i przegrałem forsę. Nawet teraz, gdy to edytuję (10 czerwca 2018) chce się wymiotować…

  Przeważyło słabe ciało, które ciągną przyjemności. Przeciętny człowiek nie zastanawia się nad tymi sprawami, bo nic nie wie o świecie niewidzialnym. Najgorsza była świadomość tego grzesznego wyboru...

                                                                                                                              APeeL

09.06.1989(pt) Ludzkie zachcianki...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 09 czerwiec 1989
Odsłon: 958

    Wychodzę na dyżur z którego wrócę w niedzielę. Dzisiaj, gdy to przepisuję (1 lipca 2018) napływa niedawny strajk lekarzy rezydentów, prawo pracy, a nawet śmierć lekarki anestezjolog podczas czwartego dnia dyżuru i lekarza tej specjalności po 24-godzinnym.

   Na pożegnanie żona powiedziała: „mój kochany mąż wychodzi”. Nigdy tego nie robiła, a to jest wielkie pocieszenie. Zarazem można ujrzeć moc zwykłego słowa!

   Nic nie zapowiadało makabrycznego dnia, ale jest zmiana pogody z niżu na wyż, a wówczas schodzi się moje złe poczucie (zawroty głowy i ucisk w kl. piersiowej) z nawałem chorych.

   Pacjentowi, który ma - zdążyć z nawróceniem pod koniec życia, a właściwie przed śmiercią - przyniosłem książkę „Ojciec Pio". Może tak zacznie się jego przemiana duchowa...

   Około 10°° nastał „młyn": wypisy z oddziału oraz napływ pacjentów, bo od 12°° jestem w przychodni, a później mam dyżur. Napór babek, które wchodzą po trzy jednocześnie. Druga kawa jako doping oraz eucardin, który rozszerza naczynia w sercu i w mózgu. Cały byłem spocony i od czasu do czasu powtarzałem w myślach: „Jezu, Jezu”...

   Po pewnym czasie „ujrzałem” obraz pustej przychodni (przed 15°°) i tak się stanie. W spokoju wszystko skończyłem o 16.30 i wróciłem do oddziału.

  • Z tą pacjentką trzeba uważać, zawsze były kłopoty przy podłączaniu krwi...mówi pielęgniarka!

  • Przestraszony, bo wciśnięto mi zastępstwo ordynatora, a w języku lekarskim oznacza to konflikt serologiczny...

  • Po podłączeniu krwi widzi „zęby" !

   Ważę pacjenta, który boi się leżeć na łóżku, które wydaje dziwny odgłos, ale waga lekarska pokazuje tylko 150 kg!

   Mam przeczucie, że dyżur będzie spokojny...będą karty i wódeczka! „Nie chcem, ale muszem”, bo jeszcze przeważa ciało z ludzkimi zachciankami. Im bardziej nie chcesz tym mocniejsze są pokusy, a w jednym budynku mamy oddział wewnętrzny i pogotowie z chętnymi do gry w pokera.

    Te dwa nałogi rozumiał prof. Zbigniew Religa oraz Michał Wiśniewski, który wypił 6 tys. litrów wódki i prowadził kasyno internetowe. Około 22.00...podczas naszej gry, do pokoju lekarskiego przybył Pan Jezus…

   „Panie! Ty tuż przy mnie? To Ty Jesteś! Biedny, kto nie czuje Twojej Obecności. Taki nieszczęśnik płynie wartkim nurtem, wokół wiry, a w oddali skały! Panie! Jakże nagle wzbudzasz tęsknotę za Tobą! Wprost widzę słońce i to, co kryje morze, a jego fale koją muśnięcia wiatru.

    Ty Panie, tutaj z nami, ale ludzkim zachciankom nie błogosławisz”…

                                                                                                                                        APeeL

  1. 08.06.1989(c) Pan Jezus szedł za mną 43 lata...
  2. 07.06.1989(ś) Nowicjusz w boju duchowym...
  3. 06.06.1989(w) Mój przyjacielu w Bogu...
  4. 05.06.1989(p) Czyń dobrze, a plon zbierzesz później...
  5. 04.06.1989(n) Motyl wyleciał!
  6. 03.06.1989(s) Oj! Ludzie niedobrze...
  7. 02.06.1989(pt) We wszystkim trwa rozłam...
  8. 01.06.1989(c) ZA OFIARY PROCESU KAFKI
  9. 31.05.1989(ś) Dwie rzeczywistości...
  10. 30.05.1989(w) Żabka, krzyżak, nóżka...

Strona 2297 z 2365

  • 2292
  • 2293
  • 2294
  • 2295
  • 2296
  • 2297
  • 2298
  • 2299
  • 2300
  • 2301

Menu główne

  • Strona domowa
  • Dziennik duchowy
    • Chronologicznie
  • Moja duchowość...
  • Dwa zdania o sobie

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 519  gości oraz 0 użytkowników.

WYSZUKIWANIE

Logowanie

  • Nie pamiętasz hasła?
  • Nie pamiętasz nazwy?