Wola Boga Ojca
  1. Jesteś tutaj:  
  2. Start

19.04.1994(w) ZA ZDRADZAJĄCYCH PANA JEZUSA

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 19 kwiecień 1994
Odsłon: 1150

    Tuż przed przebudzeniem ujrzałem zdanie w podsuniętym tekście: „opowiedzenie się za Bogiem to decyzja niebywała i ostateczna”! Tak, to prawda, bo takie oddanie się musi być pełne, bez niedomówień, zmieniające nasze życie!

    Zerwałem się i wiem, że mam być w Domu Pana o 7.30. Pod kościołem, bo Msza św. zaczęła się wcześniej dobiegły do mnie słowa Pana Jezusa „o Swoim ludzie”, a ja czuję, że są kierowane także do mnie.

    Dzisiaj jest wspomnienie męczeństwa Szczepana, który mówił z mocą (Dz 7,51-59;8,1): "Wy zawsze sprzeci­wiacie się Duchowi Świętemu. Jak ojcowie wasi, tak i wy (...) A wyście zdradzili Go teraz i zamordowali”.

  W serce wpadło słowo „zdradzili”, bo napłynął obraz mojego wczorajszego zachowania z opuszczeniem przez Pana Jezusa. „Przepraszam Panie Jezu...przepraszam". Każde słowo kapłana i śpiew ludu wywoływały w moim sercu wielki ból, a zarazem radość z powodu łaski, której doznaję w tej chwilce życia.

     Mały chłopczyk rozkładał białą serwetkę i robił to majestatycznie, a ja zrozumiałem, że mam stać się tak właśnie posługującym Panu Jezusowi...czystym, niewinnym i świętym! W tym czasie Zbawiciel mówił (J 6,30-35):  „Jam jest chleb życia, kto do Mnie przychodzi nie będzie łaknął, a kto we Mnie wierzy nigdy pragnąc nie będzie”.

   Kapłan wspomniał o Synach Światłości...i otwartym Niebie. Wprost chciałbym ucałować siostrę-organistkę za pieśń, która była skierowana do mnie o Sercu Pana Jezusa i moim losie, który On wziął w Swoje Ręce! Uwagę przykuła wielka figura Dobrego Pasterza, a Eucharystię przyjąłem „za zdrajców” w sensie: zdradzających Pana Jezusa.

 Poczekałem na chłopczyka i powiedziałem mu o jego wielkiej łasce posługiwania Panu Jezusowi...prosiłem, aby nigdy nie odszedł od nasze wiary. Na ten moment spotkaliśmy niewidomego, którego pocieszyłem z całego serca.

   „Na pewno nie wie pan jaka radość zaskoczy pana w momencie śmierci, gdy wszystko pan ujrzy...tak jak obecnie widzi pan w śnie. Inni nie będą mieli tej radości, radości odzyskania wzroku w momencie swojej śmierci”! 

    Dzisiaj pracowałem sprawnie i szybko...tu zastrzyk, tam blokada, leki same się wypisywały. Między badaniami mówiłem, ostrzegałem i pocieszałem:

-  Nie wolno pani już pracować fizycznie, to pokusa. Trzeba drgnąć ku duszy, pro­wadzić życie modlitewne!

- Och! chwali pani śmierć nagłą, a nawet gorzej, ponieważ podpiera się określeniem wierzącej...proszę tego nie robić!

-  W czyśćcu dowie się pan wszystkiego, ale jest to miejsce wielkich cierpień duchowych. Proszę naprawdę wrócić do Pana Jezusa, bo ukrywa się pan w ciele.

-  Moja radość i nadzieja jest w mojej śmierci, tutaj jestem...będę dokąd Pan mi wyznaczył, ale nie chcę, bo pragnę wrócić do Ojczyzny Prawdziwej i być blisko Pana Jezusa!

-  Proszę odczytać Wolę Ojca (studia)...w tej intencji trzeba prosić i poświęcić Mszę św. z Eucharystią! 

    Do mojego serca i duszy napływał pokój, który chwilkami rozrywał serce. Około 12.00 po „Aniele Pańskim” powtarzałem wielokrotnie Święte Imię Pana Jezusa, które koiło ("Ten, który Zbawia”). Zrozumie to człowiek w podobnym napadzie tęsknoty za Swoim Panem!

     Podczas dalekiego wyjazdu karetką odmawiałem koronka do Miłosierdzia Bożego oraz moją modlitwę w intencji: „zdradzających Pana Jezu­sa". Serce zalał ból współcierpienia ze Zbawicielem...odczułem Jego osamotnienie oraz trwające zdradzanie przez najbliższych. 

    Trafiłem do domu w którym niedawno umarł ateista. Poprosiłem rodzinę, aby go wspomagali modlitwami. Teraz umiera jego żona, która przyjęła Sakrament Pojednania, ale przed spowiedzią straszliwie krzyczała. Zobacz co szatan wyczynia ze swoimi, których traci!

    Zdziwiony czytam relację naszego kapłana z Dominikany wezwanego do młodej kobiety, która na widok stuły zerwała się z nieludzkim rykiem z łóżka i zaczęła wymieniać jego grzechy. Przerażony uciekł i wrócił następnego dnia po konsultacji z biskupem. („Któż jak Bóg” nr 6/2014). 

    Podczas powrotu skuliłem się w tyle karetki i odmawiałem moją modlitwę, bo dalej trwał ból w sercu i duszy. Dzień zakończyła ponowna koronka do Miłosierdzia Bożego i podziękowanie Panu Jezusowi...

    Dzisiaj, gdy to edytuję (08.04.2015) na Mszy św. po Eucharystii moje serce zalała miłość do kapłana, który został oszukany przez demona (jak ks. Lemański) i czeka na dyspozycję biskupa. Sprawił kłopot sobie, rodzinie, a także wiernym, którym służył, bo świątynię zamknięto...                APEL

18.04.1994(p) ZA BOJĄCYCH SIĘ ŚMIERCI

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 18 kwiecień 1994
Odsłon: 934

    Budzę się „chory”, a właśnie jest czas na ”Anioł Pański” (6.00). Dzisiaj leje i jest straszna pogoda, a od demona napływa mylące natchnienie, że z tego powodu w przychodni będzie mało pacjentów.

    Ponadto mam poczucie, że Pan Jezus oddalił się ode mnie, ale na ten moment wzrok zatrzymał jeden z tomów "Prawdziwego życia w Bogu”, który otworzył się na słowach Pana do V. Ryden, a w tym wypadku do mnie, że Zbawiciel jest szczególnie przy upadających...

   Później, po latach łaski wiary ujrzę to działanie w stosunku do własnych dzieci, które budzą naszą troskę w różnych upadkach, ponieważ szatan dysponuje nieskończonym repertuarem pokus...na każdego!

    Teraz płynie „lekarska młócka” w której przesuwają się obolałe staruszki, koklusz nawet u dorosłych, dyskopatie i „reumatyzmy”, migreny, choroba wrzodowa (sezon).

    Tak zeszło do 14.20, a przy wyjściu z przychodni rozmawiałem z rejetratorką o jej umierającym ojcu (80 l.) z wieloletnią niewydolnością oddechową...teraz nie chce jeść, słabnie i boi się śmierci.

    Zrozumiałem, że jest to intencja modlitewna dnia...tym bardziej, że kolega podał mi pismo zawodowe z art. o lekarzach i ich stosunku do śmierci. To całkowicie ateistyczny pogląd autora...bez żadnych refleksji duchowych.

     Podczas odmawiania mojej modlitwy napływały obrazy ludzi zabijanych w różnych miejscach świata, a właśnie w b. Jugosławii snajperzy strzelali do okien szpitala! Po powrocie do domu żona z przejęciem mówiła o okrutnych mordercach z USA, którzy kręcili filmy z przebiegu swoich zbrodni!

    Pojechałem na działkę i przed obrazem Pana Jezusa Miłosiernego zapaliłem gromnicę i zacząłem odmawiać koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz zakończyłem moją modlitwę...powtarzając 10 razy niektóre stacje drogi krzyżowej („Pan Jezus skazany na śmierć”) oraz zawołania Zbawiciela w mojej „św. Agonii”.

    Po powrocie z włączonego telewizora popłynęły słowa piosenki: „może kiedyś przestanę się bać - cała rzecz w tym, żeby żyć” z odmówieniem innych modlitw i dziękczynieniem za pokój w sercu, rodzinie, naszym Kościele i ojczyźnie. Prosiłem też o pokój na świecie, ponieważ napływały okropne wiadomości z Rwandy, Burundi i z b. Jugosławii.

    Dodatkowo podano informację, że w Holandii wszystkich przestraszonych śmiercią, którzy przebywają w hospicjum poddaje się eutanazji na życzenie!

    Pan Jezus poprosił mnie, a wyczytałem to w Jego Oczach (wizerunek z Całunu Turyńskiego), abym dzisiaj porzucił planowane „leczenie się” (kupiłem już alkohol). Nawet zostałem zalany słodyczą z Nieba...jakby Zbawiciel chciał przeciągnąć mnie na dobrą stronę, ale wstyd się przyznać, bo nie przyjąłem tego zaproszenia!

    Prawie chciało mi się płakać, ponieważ smakowała dobra kolacja z zimną wódką po której poczułem się zdrowy fizycznie. Później przepraszałem za moją słabość z odrzuceniem cierpienia zastępczego, bo dalej płynęły obrazy zbrodni.

    Popłakałem się z powodu poczucia nieskończonej dobroci Boga Ojca! Nawet w momencie przepisywania tego łzy zalewały oczy...

                                                                                                                                    APEL

12.04.1994(w) ZA POWTÓRNIE NARODZONYCH

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 12 kwiecień 1994
Odsłon: 932

    W śnie byłem na jakimś zgromadzeniu, gdzie nałożono na mnie worek pokutny, a w sercu zostałem zrównany z kapłanami. Po przebudzeniu o 5.00 padłem na kolana odmawiając drogę krzyżową i podziękowałem Bogu za pomoc we wczorajszych pracach.

   „Anioł Pański”...pocałowałem bardzo piękną figurkę Pana Jezusa padającego pod krzyżem, którą podarowano mi po zmarłej babci bez rodziny. Mam ją dotychczas i właśnie postawiłem ją po pocałowaniu na stole (17.12.2016).

    W drodze na Mszę Św. z głębi serca zacząłem moją modlitwę za powtórnie narodzonych. Wiem, że tacy mają wielkie kłopoty, ponieważ zły pragnie ich upadku...już na początku nowej drogi życiowej, gdy jeszcze nic o nim nie wiedzą.

    Jakże zadziwiony słuchałem czytań (Dz 4, 32-37), gdy zaczynano tworzyć wspólnoty chrześcijańskie: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich /../ wszystko mieli wspólne /../ Nikt nie cierpiał niedostatku”.

    W czytaniach były słowa o powstaniu z martwych, a kapłan mówił o otwarciu bram Królestwa Niebieskiego i naszej radości z powrotu do Boga Ojca. Płyną słowa Ps 2 „Błogosławiony, kto zaufał Panu”...”ś m i e j e  się Ten, który mieszka w niebie”.

    W moim sercu przepłynęły przeżycia, które towarzyszą urodzeniu się człowieka. Właśnie naszemu kierowcy z pogotowia przybyła oczekiwana dziewczynka, ponieważ ma sześciu chłopców! Ile radości dają narodziny dziecka!

Nikodem potwierdza Boskość Pana Jezusa (J 3,1-8), który właśnie wyjaśnia: „jeśli się kto nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego /../ kto nie narodzi z wody i z Ducha /../ to, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem /../ Trzeba wam się powtórnie narodzić”.

    Jakże to wszystko jest dla mnie j a s n e! Ja stałem się Dzieckiem Bożym. Stąd dzisiejsza Eucharystia dziękczynna! Wychodzę z kościoła, a radość - której nie można wypowiedzieć - zalewa serce.

   Z tego powodu zacząłem odmawiać cz. radosną różańca, a oczy cieszyły róże, które stoją pod krzyżem Pana Jezusa już 12 dni...jak świeże! Tą radością dzielę się i opowiadam o Królestwie Bożym znajomym i zaczynam dzień pracy „w Imię Pańskie”.

    Młodej dziewczynie pokazała się zmarła matka, która mnie chwaliła. Mówię jej o naszym dalszym istnieniu, odpowiedzialności, wiecznym zapisie wszystkiego i ostrzegam. Natomiast ciężko chorą proszę o przyjęciu swojego cierpienia (krzyża) i ofiarowaniu każdego dnia życia w jakiejś intencji...przejście na życie modlitewne.

   Śmieję się z przestraszonych, którzy swoją ufność pokładają w prawidłowym poziomie cholesterolu. Lud pragnie uzyskać pewność, ale nie chcą pościć w intencjach o które prosi Matka Boża Pokoju, bo wolą głupie diety. Z tego, co mówię wyczuwam, że „ja naprawdę jestem niższym kapłanem” (ze snu).

    12.00 „Anioł Pański”, a serce zalane miłością i ponowną niewypowiedzianą słodyczą. Wprost nie mam ciała fizycznego. Jak ci to wyjaśnić? Jakim językiem?

    Dzisiaj był wielki nawał pacjentów aż do 15.15, ale falami napływało wzmacniające pocieszenie, które dawało moc do pracy. Zły za moją „grzeczność” zalewał mnie podarunkami, aby wszystko zepsuć, ale bezrobotnemu i biednym oddałem kiełbasę, kawę i pieniądze, a dodatkowo dla ich dzieci czekoladę i słodycze.

    Podczas powrotu w wielkim umęczeniu odmawiałem koronkę do Miłosierdzia Bożego „za powtórnie narodzonych” i ponownie koronkę do 5-ciu św. Ran Pana Jezusa, a także kontynuowałem moją modlitwę, która wypada dzisiaj także za mnie!

    Trochę czasu zeszło na działce i przy wymianie piecyka gazowego, a wołanie do Boga skończyłem wieczorem. Nagle wyjaśniło się "patrzenie” Pan Jezus w koronie cierniowej, bo żona skierowała swoje smutki do mnie. Nawet nie dziwią mnie jej żale, ponieważ Apostoło­wie też byli zabierani od rodzin...

    Moje serce zalał smutek Pana Jezusa, którego doznał w Ogrójcu i na Golgocie. To wielka łaska takiego współcierpienia, które trwało jeszcze w nocy...nawet w czasie snu. Rano wzrok zatrzymywały trzy długie gałązki cierniowe stojące w wazonie!

                                                                                                                           APEL

11.04.1994(p) PODZIĘKOWAŁEM PANU, BO JEST DOBRY

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 11 kwiecień 1994
Odsłon: 894

    Po dyżurze, przed pracą w przychodni wszedłem do kościoła jako „ostatni”, a serce zalał ból, gdy padły słowa czytań (Dz 4,32-35): „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących”.

    Łzy zalały oczy podczas śpiewanego na głosy Ps 118 „Dziękujmy Panu, bo jest dobry. Jego łaska trwa na wieki. Pan jest moją mocą i pieśnią...On stał się moim Zbawcą”.

   To wszystko trafiło w moją duszę, bo w przychodni czeka na mnie ciężka praca: „Panie daj pokój w sercu i tak potrzebne na tym zesłaniu ukojenie. Niechbym zapomniał o niedolach moich i przycisnął do piersi jedyne moje dobro: Ciebie Jezu! Boże mój zlituj się nade mną i powiedz mojej duszy, że Jesteś jej Zbawieniem, a ja pobiegnę za Twym Głosem”...

    W domu wątpliwość, bo jestem umęczony po dyżurze i pracy, a napływa chęć sprzątania wielkiego bałaganu w garażu. Dodatkowo jest mi smutno z powodu wyjazdu żony, a źle znoszę rozłąki, bo ona jest zawsze w domu. Przekazałem to dodatkowe cierpienie Panu Jezusowi.

    Jak wielkie jest było moje zadziwienie, gdy podczas sprzątania w skrzynce ze starymi książkami szkolnymi znalazłem „Modlitwy Dziecka Bożego”, które otworzyły się na stronie, gdzie był Pan Jezus z Gorejącym Sercem w koronie.

    Tam też były słowa: „Bóg chce zbawić wszystkich ludzi i wziąć ich do nieba, dlatego zesłał na ziemię swego Syna, Jezusa. On stał się człowiekiem, jak my. Jezus jest naszym bratem i przyjacielem. Przez swoje życie i śmierć na krzyżu stał się naszym Zbawicielem.

    Syn Boży nauczył nas jak mamy kochać Ojca Niebieskiego. Dziękujmy często Jezusowi, że nas odkupił przez swoją krew i że daje nam życie wieczne”.

    To było wyraźnie natchnienie od Boga, bo wysprzątałem garaż, piwnicę, a nawet wokół bloku. Mimo umęczenia i bólów mięśni radość zalała serce i mam wyraźne zwolnienie z modlitw, bo nie idą odmawiane tylko „ustnie”.

    Jest mi tylko przykro, bo wciąż jestem groźny dla bezpieczeństwa państwa. Ilu ludzi gubi swoje dusze. Jednemu z takich mówię (60 lat), że „przecież widzi zmieniających się na stanowiskach...trzeba w końcu pokochać Królestwo Niebieskie”. Innemu zaleciłem, aby „wrócił naprawdę do Boga Ojca”.

   W programie telewizyjnym pokazano „maltretowanie” zestawu samochodów ciężarowych...na specjalnym torze przeszkód! Czy nie jest tak z nami, gdy pragniemy wrócić do naszej Prawdziwej Ojczyzny. Ile prób zsyła Bóg Ojciec. Jakże bada naszą wiarygodność!

    "Och, całkiem zapomniałem o moim krzyżu"...podjechałem i zapaliłem lampki. Jakże piękny jest każdy dzień mojego obecnego życia. "Dziękuje Ci, Ojcze..dziękuję”.

                                                                                                                               APEL

 

 

 

10.04.1994(n) ZA OPUSZCZONYCH I ZAPOMNIANYCH

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 10 kwiecień 1994
Odsłon: 893

Niedziela Miłosierdzia Bożego

   W śnie krążyłem po korytarzu Belwederu, gdzie trafiłem na grupę Muzułmanów, która prosiła o wybudowanie meczetu. Obudziło mnie pragnienie powrotu do domu, ale w bocznej uliczce trafiłem na dwóch bandytów z wielkimi psami. Na jawie też nie czekało mnie nic przyjemnego, bo mam dodatkowy dyżur w pogotowiu, który przyjąłem za chorego kolegę.

    Wyszedłem ze świątyni z Panem Jezusem (Eucharystią) w ustach i tak dojechałem do stacji pogotowia,...przyniosłem Boga do miejsca cierpień, gdzie jest raczej zapomniany!

   Później napłynie refleksja, że w momencie przyjęcia Ciała Pana Jezusa...On rodzi się w nas! Jak wielka jest i nieskończona „informacja Boża”, a to przecież początek mojego nawrócenia!

    Żadnym językiem nie można przekazać stanu mojego serca zalanego Pokojem Bożym, a właśnie za oknem śpiewają ptaszki...to namiastka Raju, ale bardziej w duszy.

   Od razu ruszyliśmy na czekający mnie wyjazd. Trafiłem do nędznej chatki z gliną w przedsionku i całą ścianą obrazów. Chorą babcię zapytałem o telefon i śmieliśmy się, a po przekazaniu jej na oddział wewnętrzny wyświęciłem pokój lekarza dyżurnego i w bólu zawołałem: „Ojcze! jeżeli ten dyżur nie jest zgodny z Twoją Wolą to spraw, abym poświęcił go Tobie!” 

    Jak nigdy słuchałem radiowego koncertu życzeń ze słowami z różnych piosenek: „dziś będzie tak jak chcesz...znów tylko Ja i ty” oraz jakby moja odpowiedź: „Nim świt blady wstanie do Nieba mnie wznieś”. Bóg Ojciec dodatkowo poprosił: „daj z siebie dziś wszystko, co w sercu masz i o tym jednym wiedz, że dla Mnie"...

   Popłakałem się podczas właśnie śpiewanej pieśni „Sancta Maryja”, a moja dusza prawie omdlewała, ponieważ napłynął obraz Matki Bożej z naszego kościoła z Jej Rycerzem o. Kolbe.

   Myśl sobie, co chcesz, ale ja wiem, że z Królestwa Bożego mówią do nas przez wszystko! Tylko my w swojej "mądrości" ograniczamy nieskończoność możliwości działania Stwórcy!

    Na ponownym wyjeździe trafiłem do bardzo biednych w pochylonej chatce, gdzie zdziwienie wzbudził piękny obraz Pana Jezusa z Apostołami. Z samego rana prosiłem, abym otrzymał jakiś smutek w intencji pocieszenia żony.

   Tak właśnie się stało, bo odczułem ból Serca Pana Jezusa, który miał podczas „św. Osamotnienia” w Getsemani i podczas ukrytych cierpień w ciemnicy (w mojej modlitwie jest to koronka UCC). To stanie się zrozumiałe po odczycie intencji modlitewnej tego dnia.

   W czasie wołania do Boga Ojca z radia karetki płynęła informacja o wojnie domowej w Rwandzie z ewakuacją białych oraz o zapomnianych i opuszczonych ofiarach wojny w b. Jugosławii. Skuliłem się w sobie, łzy zalały oczy, chwyciłem twarz w dłonie, aby ukryć mój stan przed personelem.

   W dzisiejszej modlitwie byłem wyraźnie prowadzony przez Boga Ojca, bo od g. 10.00 -15.00 w ambulatorium nie było żadnego pacjenta. Bardzo pasowało odmawianie cz. radosnej różańca z towarzyszącym jej pokojem, a podczas wyjazdu doznałem pocieszenia, ponieważ spotkałem wyjeżdżająca żonę (moje „opuszczenie”).

    Tak będzie przez cały dzień: przy figurze Matki Bożej w koronie wypadnie "Ukoronowanie NMP”, a podczas „Podniesieniu krzyża” znajdziemy się karetką obok Sanktuarium, gdzie jest wielki i oświetlony krzyż Pana Jezusa.

    Wszystkie zawołania umierającego na krzyżu Zbawiciela powtarzałem dziesiątkami, a po powrocie do pogotowia padłem na kolana i całą modlitwę przekazałem Bogu Ojcu za opuszczonych i zapomnianych oraz za dusze takich.

   Tuż po kolacji pędziliśmy do utopionego chłopczyka, który zsiniał, ale sam wrócił do życia i trząsł się z zimna przy przestraszonej rodzinie!

    Przed północą w pokoju lekarskim przed Panem Jezusem Miłosiernym skończyłem koronkę do 5-ciu św. Ran Pana Jezusa. Płomyk zapalonej lampki tańczył, a serce zalał nagły błysk, bo ”Przebicie Boku Zbawiciela” to czas wypłynięcia dla nas morza łask!

       Dziękuję Panie Jezu...dziękuję Boże Ojcze za ten dzień.

                                                                                                                                          APEL

 

  1. 08.04.1994(pt) ZA POTRZEBUJĄCYCH POMOCY
  2. 04.04.1994(p) ZA GŁOSZĄCYCH DOBRĄ NOWINĘ
  3. 03.04.1994(n) ZA DUSZE NIJAKIE
  4. 02.04.1994(s) ZA SZCZEGÓLNIE RANIĄCYCH BOGA OJCA
  5. 01.04.1994(pt) ZA TYCH, KTÓRZY UNIESZCZĘŚLIWIAJĄ BOGA OJCA
  6. 31.03.1994(c) ZA POŚWIĘCAJĄCYCH ŻYCIE DLA INNYCH
  7. 30.03.1994(ś) ZA TYCH, KTÓRZY NIE DZIĘKUJĄ ZA LUDZKĄ EGZYSTENCJĘ
  8. 29.03.1994(w) ZA TYCH, KTÓRZY NIE WIEDZĄ, ŻE JESTEŚMY PO ŚMIERCI
  9. 28.03.1994(p) ZA MOICH WINOWAJCÓW
  10. 27.03.1994(n) ZA ODRZUCONYCH PRZEZ SWOICH

Strona 1870 z 2288

  • 1865
  • 1866
  • 1867
  • 1868
  • 1869
  • 1870
  • 1871
  • 1872
  • 1873
  • 1874

Menu główne

  • Strona domowa
  • Dziennik duchowy
    • Chronologicznie
  • Moja duchowość...
  • Dwa zdania o sobie

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 601  gości oraz 0 użytkowników.

WYSZUKIWANIE

Logowanie

  • Nie pamiętasz hasła?
  • Nie pamiętasz nazwy?