- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 752
Na dyżurze w pogotowiu o 1.30 zrywają do wypadku. Po moim zapytaniu o intencję modlitewną napłynęło: czy wsiadając do karetki przeżegnałeś się? Faktycznie nie uczyniłem tego, a praca jest niebezpieczna.
W ciemności uczyniłem znak krzyża i przypomniało się moje wczorajsze kazanie do personelu, że wielu i to katolików wstydzi się tego znaku, a wykształceni samej Eucharystii, bo to obciach. Natomiast redaktor w telewizji nie mógł wymówić Imienia Jezusa i z kłopotami dawał opis „ten, tam Najwyższy”.
Zacząłem odmawiać różaniec Pana Jezusa, a trzykrotne „Ojcze nasz” wymawiałem w uniesieniu. Poprosiłem Boga o spełnienie pragnienia wykonywania Jego Woli, a podczas przejazdu stwierdziłem, że ta praca sprzyja modlitwie, bo istnieje pewna intymność…
Na miejscu trafiliśmy na straszliwy wypadek...w „Hondzie” ściętej przez drzewo nie żyło dwóch pasażerów, a kierowca ciężko ranny dotarł do wsi...teraz pojękuje: „Jezu! Jezu!! dlaczego ja nie zginąłem?” Przekazałem go karetce „R”. Dla odmiany i zmiany modlitwy na cz. radosną jedziemy do matki karmiącej z zastojem pokarmu i gorączką. Ile kłopotów niesie nasze normalne życie?
Podczas opuszczania dyżuru w sercu popłynie pieśń: „Panie! Ty widzisz krzyża się nie wstydzę, krzyż mój całuję”...tak jest naprawdę i już zostanie. Przypomniałem sobie zmarłego ojca stolarza, który w swoim warsztacie szczycił się krzyżykiem, a wielu wówczas zdejmowało ten najświętszy znak na ziemi.
Wczoraj postanowiłem być na Mszy św. o 12.00 w moim rodzinnym kościele, gdzie byłem ochrzczony. Demon wiedział, że tam z żoną będziemy mieli duże przeżycia duchowe i dlatego wzbudzał niechęć do wyjazdu, wskazał na „źle śpiewającego organistę”, przeszkadzał w sprzątaniu samochodu, a upadek krzyżyk miał oznaczać: „nie jedź”.
Na miejscu okazało się, że to zaproszenie było od Boga z pięknie śpiewającym chórem (bez organisty!). Popłakałem się widząc obdarowanie, a podczas uniesienia duchowego postanowiłem ofiarować Eucharystię za tych, którzy wstydzą się krzyża Pana Jezusa. W tym czasie kapłan prosił o modlitwę za tych, którzy są daleko od Boga i nie chcą przyznać się do grzesznego życia.
Dodatkowo podczas Eucharystii popłyną piękne słowa, że Pan Jezus czeka na nasz powrót...jak na syna. Wszystko zakończyło „Magnificat” z pięknym głosem niewiasty na tle chóru. Ile tracą ludzie niewierzący...nawet w sensie ludzkiego poczucia piękna. Gdzie oni czerpią moc?
Wyjaśniło się wcześniejsze „patrzenie” Pana Jezusa w koronie cierniowej, a jest to zawsze zwiastun czekającego mnie cierpienia. Teraz siedziałem skulony ze łzami w oczach i odczuciem w sercu radości z powodu „Ofiarowania i odnalezienia Pana Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej”.
Podczas wychodzenia z kościoła zauważyłem, że żona całuje figurę Pana Jezusa, a mój wzrok zatrzymały dwie stacje: Pan Jezus padający pod krzyżem i Pan Jezus podniesiony na krzyżu! Można powiedzieć, że to cała Dobra Nowina! My staliśmy się całkiem innymi ludźmi, a sprawiała to Eucharystia.
Podczas powrotu odmówiłem koronkę do Miłosierdzia Bożego za wstydzących się krzyża, a w telewizji trafiłem na scenę w filmie w której żołnierz całował krzyżyk. Bój o miłość do tego świętego znaku i do Pana Jezusa toczy się w każdym z nas.
Po chwilce wypoczynku i siedzeniu naprzeciwko Jezusa Miłosiernego napłynęło natchnienie, abym zajrzał do książeczki „Za 5 godzin ujrzę Pana Jezusa”, gdzie Jacques Fesch stwierdza: „Cały dzień walczę szukając Boga z niezmierzonym uporem /../ Jezus daje mi radość, a wraz z nią przeświadczenie, że jest ona darem miłosierdzia Bożego /../.”
Nie pojmie tego normalny człowiek szukający radości ziemskich: flaszka, piwo, karty, seks, wycieczki, video, przyjęcia, jedzenie, zakupy...świat daje nieskończoność przyjemności, które nie mogą zadowolić duszy.
Zważ teraz ile radości może dać nam Królestwo Boże...raz tego zaznasz i porzucisz wszystko, co ziemskie. „Dziękuję Ci, Ojcze za ten dzień”...
ApeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 804
Po przebudzeniu o świcie zacząłem wołać: „Matko moja! Matko nasza! Matko ludzi i każdego stworzenia!” W sercu pojawiły się rozbite małżeństwa...to jest wielkie nieszczęście z komplikacją duchową.
Podczas przejazdu do kościoła na Mszę św. o 6.30 napływała radość, która jest nawet niebezpieczna, bo od niej jest niedaleko do pokusy, że „jestem lepszy, ponieważ uczestniczę w życiu naszej wiary”, a przecież jest to łaska Boga Ojca. Wprost chcę dziękować i błogosławić za wszystko Stwórcę.
W czytaniu padną słowa z ks. proroka Micheasza: „Któż jest Boże, jak Ty, który przebaczasz winę /../ który nie chowasz na wieki gniewu /../”. Jakże jest to piękne, a dodatkowo siostra zakonna śpiewała: „Błogosław, duszo moja Pana”...powtarzam to w sercu, bo „Miłosierny i łaskawy jest Pan”, a w tym ujrzałem moje nędzne i grzeszne życie...syna marnotrawnego: żyjącego, a „umarłego”.
Dopiero na tym tle możesz ujrzeć jak dobry - pełen litości i miłości miłosiernej - jest nasz Bóg Ojciec! Teraz ja także ubolewam nad innymi, trwającymi w takim życiu. Na ten moment kapłan prosi o modlitwę za rozbite małżeństwa. Podczas mojego wołania napłynęły przeciwstawne obrazy: niewinności i czystości, Niepokalane Poczęcie NMP, a zarazem postacie nieczystych kobiet...
Ile pokus nam towarzyszy, przecież Panu Jezusowi skarżył się mający piękną żonę, a oglądający się za innymi. „Panie Jezu wybacz tym małżeństwom! Dobry Ojcze przyjmij ich w Swoim miłosiernym Sercu, daj im Światło, bo nie wiedzą, co czynią”.
Po Eucharystii pokój zalał serce i nie chciało się wyjść z ławki kościelnej, ale kapłan wcześniej zaczął następne nabożeństwo („produkcyjniak”). Jeszcze nie wiedziałem, że to będzie początek dzisiejszego nękania przez Złego!
W pogotowiu - tuż po przebraniu się - trafiłem na pilny wyjazd, a w karetce Zły wpuścił mi niechęć do „kołkowatego" kierowcy. Pomoc nadeszła ze strony Matki Bożej: zalecona modlitwa „na siłę” odwróciła myśli, bo ten kierowca „jest dobry dla swoich dzieci”. Zobacz bój w naszych myślach, a mało kto mówi i pisze o tym!
U pacjentki trafiłem na piękny obraz: Pan Jezus przy stole z domownikami modlącymi się przed posiłkiem! W szpitalu zdenerwowany kolegę odesłał mnie z chorą. Dziwne, bo w mojej modlitwie właśnie wypadło wołanie za „chorych i opiekujących się chorymi”...
W tamtym czasie odmawiałem cały różaniec i podczas cz. radosnej, a później chwalebnej jeździliśmy drogami z wieloma figurami i krzyżami...aż sam się dziwiłem. Teraz pocieszyłem rodzinę z wieloma chorymi...nawet wskazałem im wizerunek Matki Bożej z Sercem w koronie. Oni z wdzięczności pokazali mi cielątko, które już po 5 godzinach normalnie chodziło przy matce.
Podczas odmawiania "św. Agonii" znalazłem się u umierającego z powodu rdzeniowego zaniku mięśni...przy całkowitym paraliżu może ruszać tylko głową przy sprawności umysłowej. Pacjent postękuje, a przez chwilkę leży w ciszy...ja dotykam jego głowy i „badam” czy żyje.
Łzy zalały oczy, bo wiem, że tylko śmierć może go wyzwolić z tego potwornego cierpienia. Nawet poprosiłem Pana Jezusa, aby zabrał go do Siebie. Pacjentowi związaliśmy dłonie, aby ręce nie wypadły poza nosze w czasie transportu. W szpitalu poprosiłem o zawiadomienie kapłana, bo o to prosiła żona.
Dalej trwała moja modlitwa, a ja wprost znalazłem się na Golgocie...podczas „przybijania i rozciągania Pana Jezusa na krzyżu”. Prawie słyszałem suchy trzask przebijanych kości stóp i nadgarstków przy krzykach oprawców. Wielkie gwoździe wchodzą sprawnie w wywiercone otwory, które zagina się z tyłu.
Jakże pragnę mówić te rozważania do ludzi (przez nagłośnienie): „Jezu mój! Panie mój! Całkowicie poddałeś się, uczyniłeś to także dla mnie, dla nich i dla tego pacjenta...”.
„Pan Jezus podniesiony na krzyżu”...och! Jezu mój, jesteś podniesiony, a właściwie poniżony, ale od tej chwilki królujesz nad światem i w naszych sercach, a Golgota staje się jego centrum. Nikt i nigdy nie wymaże tego...nikt i nigdy!
Wszystkie Słowa Pana Jezusa na krzyżu są drogą, nie zawsze zwracamy na nie uwagę, jest tam przebaczenie, nagrodzenie ufności dobremu Łotrowi, przekazanie nam Matki, opuszczenie ze wskazaniem, aby wołać do Boga Ojca, a w ostatniej chwilce życia złożyć w Jego ręce naszą duszę i ducha.
Koniec udręk zakończyła zmiana dyspozytorki o 20.00...aż nie chce się wierzyć. Pod rozgwieżdżonym niebem wołałem do Boga Ojca w koronce do 5-u św. Ran Zbawiciela. Serce zalał zdrój miłosierdzia dającego życie duszom i przebaczenie. Jakże to wszystko jest piękne...
Na ostatnim wyjeździe kierowca pędził, a zbliżaliśmy się do ślizgawicy...nagle z lasu wybiegł i zawrócił koziołek. Dopiero teraz opamiętał się, a ja widziałem interwencję Boga. „Ojcze dziękuje za ten dzień”…
APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 722
Szatan zmylił mnie, że w przychodni będzie spokój. Pierwsza pacjentka podarowała mi medalik z MB Nieustającej Pomocy oraz metalową obrączkę-różaniec poświęcony w Częstochowie. Podziękowałem jej, bo przyniosła w sam moment...na imieniny żony, która ma wielki kult do tej Matki Bożej i bardzo się ucieszy.
Z radia płynęła audycja o sumieniu, gdzie profesor-ateista mówił o tym, że wyrzuty sumienia mogą zabić. To dla mnie jest jasne, ale Bóg Ojciec zmazuje nasze grzechy na zawsze, a Szatan poniża brudnych duchowo i podsuwa im samobójstwo. Nie mówi się o nim nawet w Kościele świętym, a to wróg duszy każdego człowieka.
Babuszce wyjaśniłem, że niechęć do własnego kapłana pochodzi od demona, który wie, że skalany kapłan nie kala tego, co czyni...jego ręce są święte i podają nam Biały Chleb dla duszy. Zadaniem Bestii jest odciąganie od Eucharystii...to jest bardzo proste.
Inną, która uczestniczy w życiu wiary poprosiłem w Imię Matki Bożej, aby nigdy nie chwaliła śmierci nagłej! To wielkie nieszczęście dla duszy uzasadniane tym, że „człowiek nie będzie się męczył”. Nawet zapytałem ją czy chce umrzeć w ubikacji lub zesztywnieć w nocy (trzeba łamać ręce do złożenia w trumnie). Trafiłem kiedyś pogotowiem do takiego zimnego trupa.
Młodą dziewczynę poprosiłem, aby nieustannie modliła się w intencji matki alkoholiczki, która nie wie, co czyni...”to próba, bo to pani własna matka”. Babci „gonionej po lekarzach” wskazałem, że jest straszona śmiercią przez demona...to jego prosta sztuczka, a lekarz nie ma władzy nad wyleczeniem tej „choroby”.
Trwał nawał, a dużo było spraw urzędowych (dokumentacje na rentę). Wśród takich był młody człowiek u którego nie rozpoznano złamania kr. szyjnego, nikt nie dał mu zwolnienia z pracy, a ZUS odmawia renty.
Przybyła też żona w sprawie męża, który stał się inwalidą z powodu bicia przez zięcia, a teraz muszą opuścić własny dom (może wcześniej przepisali?). W takich sprawach zawsze piszę informację zbiorczą (na maszynie), bo wówczas orzekający nie musi tracić czasu.
- Niech Bóg wynagrodzi to panu zdrowiem...powiedziała ze łzami w oczach, a mnie też chciało się płakać, bo znałem jej męża, który stał się całkowitym inwalidą
Nawał trwał do 16.00, zapaliłem lampkę Panu Jezusowi, a na drodze krzyżowej pomyłkowo nie podszedłem do Eucharystii, bo myślałem o Mszy św. o 17.00. Skuliłem się w sobie i wołałem do św. Ran Pana Jezusa, abym miał moc oddać swoje życie, a to pragnienie napływa od czasu do czasu.
Pięknie śpiewał lud, a moje serce przenikały rozważania dotyczące męki Pana Jezusa. Po otwarciu oczy stwierdziłem, że światła są pogaszone, a w ławkach jest pięć osób. Okazało się, że w 1-wszy Piątek Msza św. Jest połączona z drogą krzyżową. Odmówiłem koronkę do MB i moją modlitwę i nie mogłem się ukoić.
W sekundowym śnie ujrzałem Pana Jezusa na krzyżu. Jakże nadal cierpi nasz Zbawiciel, bo w „Panoramie” pokazano tfurczość artysty „ludowego”...na tle napisu: „Żydzi go gazu” dano obraz św. Rodziny...
W ręku znalazła się książeczka: „Za 5 godzin ujrzę Pana Jezusa” (Jacques Fesch)...skazanego i nawróconego w celi śmierci, a intencja została potwierdzona oglądaniem filmu: „Sprawiedliwości nie stało się zadość” o pomyłkowo skazanym za morderstwo.
Nagle moje serce zalał wielki smutek, bo wśród takich ofiar jest Pan Jezus pomyłkowo skazany na śmierć, bo nie rozpoznano w Nim oczekiwanego Zbawiciela. Duchowo znalazłem się wśród uczniów Ostatniej Wieczerzy, na drodze krzyżowej i Golgocie, gdzie Pan zawieszony na krzyżu w 7 Słowach wskazał nam drogę życia: przebaczajcie, uciekajcie się do Matki, zawierzcie Bogu Ojcu.
„Jakże ciężko było Ci Panie Jezu...jakże ciężko jest wszystkim skazanym na śmierć na całym świecie. Gdzie szukają pomocy, gdy nie znają Ciebie, wiernego do ostatniego oddechu”...
APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 871
Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu ze słoneczną pogodą, radość zalewa serce, a modlitwa płynie sama...chce się żyć i jeździć karetką. W tym czasie wzrok zatrzymują przydrożne figurki i wiejskie kapliczki. Na ten moment trafiłem do chaty z obrazami: Matki Bożej z sercem w koronie i białą lilię oraz Pana Jezusa w geście zaproszenie.
Z chorym pojechaliśmy do szpitala, a w drodze poprosiłem go o ofiarowanie swojego cierpienia Matce Bożej...z prośbą o prowadzenie. W izbie przyjęć spotkałem znajomą pielęgniarkę (leczenie paliatywne z powodu nowotworu). To nie było przypadkowe, bo zagadnąłem ją w sprawie Sakramentu Pojednania.
Znałem ją jako obojętną duchowo, a wiem, że podczas zakończenia naszego życia toczy się śmiertelny bój o każdą duszę ludzką. Nie oponowała, rozumiała powagę sytuacji. Ja wówczas takim mówię, że przekazuję tylko prośbę od Boga Ojca.
Na następnym wyjeździe popłynie koronka dziękczynienia: za pokój w moim sercu i duszy, za wszystkie dary od Jezusa Chrystusa. To „Najjaśniejszy Pan”, Król mojego serca i duszy. Dziękuję za rodzinę, pokój w ojczyźnie i posiadanie kościoła.
Teraz trafiłem do porodu w mieszkaniu z wielka figurą Matki Bożej. Mówię do rodzącej, że nie przybyłem tutaj przypadkowo, ale mam przekazać od Matki, że wie o pani. Trzeba Jej zawierzyć ten czas i dzieciątko, a cierpienie przekazać w intencji pokoju w Jugosławii.
O to samo proszę pacjenta z przewlekłym zapaleniem wątroby, a znam się na tym, bo to była moja praca specjalizacyjna. Powiedziałem mu: „sam pan widzi, że medycyna jest bezradna, a ja jako lekarz proszę Matkę Bożą o pomoc w różnych sprawach”.
W tym radosnym dniu...nawet zmiennik przybył wcześniej i trafił na babcię w ambulatorium pogryzioną przez psa, która śpiewała mi piosenkę o dziewczynie porzucającej miasto dla mężczyzny mieszkającego na wsi.
W czasie badania tłumaczyłem jej, aby zakochała się w Niebie, bo żyje tylko tym światem i ziemią: dosłownie (rolniczka) i w przenośni (zapomniała, że mamy duszę). Kręciła głową zadziwiona, a ja widziałem, że to spotkanie było zorganizowane w Bożej Centrali.
Przy okazji kolega, który „startował na księdza” dowiedział się, że modlitwa i odczytywanie woli Boga Ojca to zadanie naszego życia, a to zarazem moja ścieżka wyznaczona przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Po dyżurze pojechałem na działkę, aby w samotności i ciszy odmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz wołać do Boga Ojca w intencji dzisiejszego dnia. Zapaliłem lampkę Panu Jezusowi Miłosiernemu, wyświęciłem budkę, padłem na kolana, a podczas odmawiania mojej modlitwy napływały osoby przyjaciół od dzieciństwa, ze szkoły podstawowej i zapoznane później.
Sam się dziwiłem: gdzie oni teraz są, czy żyją? „Panie Jezu, Miłości moja, bądź uwielbiony i zmiłuj się nad nimi i ich duszami”. To trwało, nie było mnie dla świata, a serce zalewał wielki pokój.
W oczekiwaniu na telewizyjne spotkanie z Wałęsą włączyłem program na temat naszych przyjaciół. Preferowałem modlitwy za nieprzyjaciół, ale jest zrozumiałe, że mamy wołać też za przyjaciół. Z drugiej strony większość moich pacjentek (zdrowych babć) prosi Boga o zdrowie, a później chwali się zdrowiem o które się modliła.
Dziwne, bo w różańcu Pana Jezusa wypada wołanie za rodzinę...dodałem przyjaciół żyjących i zmarłych. „Panie Jezu proszę o Światło Boże dla kolegów żyjących oraz o Twoje Miłosierdzie dla dusz zmarłych.”
„Dziękuję Ci, Panie Jezu za ten dzień. Dziękuję Najświętszy Panie Panów...mój Bracie i Przyjacielu!”
APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 452
W tamtym czasie miałem zestaw swoich modlitw („ustnych”); w tym porannych i wieczornych. To była pewna mechanika, wiem to dzisiaj, gdy to przepisuję (12 września 2020). Padłem na kolana i popłynęła moja modlitwa. Napłynęło natchnienie, abym u chorych wypraszał ofiarowywanie cierpień Bogu (czyli uświęcał je).
W tym czasie przeszkadzał Szatan: w wyobraźni ujrzałem jakąś obrzydliwą głowę, pojawiły się obrazy z "Polskiego ZOO"), bo Rokita równa się diabeł. Zarazem napłynęła radość Boża z możliwością modlenia się w oddzielnym pokoju lekarskim, gdzie mogę paść na kolana, bo jeszcze niedawno dyżurowaliśmy w piwnicznej izbie (dwóch w klitce).
W ręku znalazł się art. „Diabli nadali?”…korespondencja ze Szwecji o satanistach, którzy na znak pogardy noszą łańcuszki z odwróconym krzyżem, mają tatuaże na twarzy, a jeden gorącym żelazem wypalił sobie na czole znak Bestii...odwrócony krzyż!
Grupy ich nie znają się między sobą. Każda z nich ma własne rytuały; gwałtów, morderstw, torturowania ludzi i zwierząt. Te rytuały są znane od średniowiecza; świece, satanistyczna muzyka, picie krwi, rytualny seks z dziećmi. Nie robią seansów astrologicznych (gadanie ze zmarłymi), bo rozmawiają bezpośrednio z demonami.
Słuchają pieśni; „Szatan kocha was, Szatan kieruje światem”. To typowa fascynacja złem, które sprawi późniejsze wpadniecie ich dusz do Czeluści, a tam już kończą się żarty, ponieważ Szatan nie zna się na tym.
Dzisiaj trwało umęczenie w pracy, a dodatkowo kolega zaproponował dyżur w pogotowiu. Nie przyjąłem, ponieważ czułem że jest to pułapka szatańska...chęć zysku, a przez to można wpaść na minę! Praca lekarza jest ryzykowna, błąd czyha za każdym rogiem i prosto z gabinetu można trafić do więzienia. Najlepsi mylą nogi i nerki podczas operacji (usunięto zdrową nerkę zamiast zajętej nowotworem).
Zarazem w tym umęczeniu moje serce i duszę zalewała niewysłowiona słodycz! Po latach będę wiedział, że jest to działanie Ducha Świętego (słodkie ciepło w okolicy splotu słonecznego i serca). W takim stanie nikomu nie możesz odmówić i pracujesz do ostatniej chwili...nawet w całkowitej słabości.
Najgorsze są działania nękające pacjentów, a niektórzy są „inwazyjni”. Wówczas wołałem w duszy: „Ojcze mój”. W tym nawale spotkała mnie radość, bo syn przybył ze szczepionką odczulającą. Dodatkowo trafił się znajomy, który podwiózł mnie do mechanika, gdzie zreperowano samochód i przedłużono jego rejestrację! Łzy zalały oczy, bo widziałem pomoc Matki Bożej. Popłynie moja modlitwa w intencji tego dnia pod rozgwieżdżonym niebem.
"Ojcze, Twój Syn nam wybaczył, bo pragnął zbawienie nas wszystkich. Ojcze miej miłosierdzie nad duszami tych, co byli przy władzy, zlituj się nad nimi”.
Później Murzyn Baptysta wyśpiewał mi życie Pana Jezusa. Jakże piękna jest radość Zmartwychwstania („Alleluja”). Dzień zakończy ujrzenie modlącej się na kolanach i w ciemności żony. „Dziękuję Matko za ten dzień! Dziękuję!”...
APeeL
- 09.03.1993(w) ZA TYCH, KTÓRZY NIE WIEDZĄ, ŻE WŁADZA POCHODZI OD BOGA
- 08.03.1993(p) Wołanie o Pokój Boży...
- 07.03.1993(n) ZA ODDALONYCH OD KOŚCIOŁA ŚWIĘTEGO...
- 06.03.1993(s) ZA NIEPOWAŻNIE TAKTUJĄCYCH KOŚCIÓŁ ŚWIĘTY
- 05.03.1993(pt) ZA MOJĄ NIEWIERZĄCĄ RODZINĘ
- 04.03.1993(c) ZA PACJENTÓW, KTÓRYCH SKRZYWDZIŁEM
- 03.03.1993(ś) ZA RANIĄCYCH SERCE BOGA
- 02.03.1993(w) ZA OFIARY SYSTEMU SZATAŃSKIEGO
- 01.03.1993(p) SKOSZTUJCIE I ZOBACZCIE JAK NASZ PAN JEST DOBRY...
- 28.02.1993(n) ZA TYCH, KTÓRZY UDAJĄ INNYCH