- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1522
Nic nie zapowiadało tak ciężkiego dnia w pracy. Na oddziale wewnętrznym był „młyn": wypisy, przyjęcia i nawał pacjentów. Po czasie zauważyłem, że to „dzień próby"...i zacząłem wołać do Pana Jezusa: „Panie Jezu bądź ze mną! Jezu pomóż!" i tak co pewien czas.
Nie wiedziałem jaką otrzymam pomoc, bo to był początek mojego nawrócenia i nie miałem jeszcze doświadczenia, ale wyraźnie czułem, że Pan jest ze mną. Czy wówczas mamy do czynienia z pomocą bezpośrednią? Czy poprzez duchy jasne i czyste?
W takich chwilach wiem jedno, że nie można mnie zdenerwować. Na szczycie zamieszania nawet pielęgniarki miały do mnie pretensje, bo nie wytrzymywały napięcia. Ich szef działa obcesowo i wielu zbywa udając „ważniaka”. Po latach zrozumiał otrzymaną łaskę, bo zabrali mu ten oddział...
- Wiem, wiem, że wszystkim podpadam, ale czy podpadam pacjentom?
- Pan ich rozpieszcza...mówią z przekąsem uśmiechając się pod nosem.
- Nasz doktór mówi takim chorym, że przyjmuje w przychodni od godziny...
- Dobrze, ale pani przyszła z własną matką...i też tak powinienem powiedzieć?
Dodatkowo zalewało mnie kuszenie: „ale pracujesz! jesteś wielki...ach jak ty pracujesz, jesteś wielkim przykładem!" Idź precz Szatanie! Przecież Pan Jezus nie może nas chwalić za normalne wykonywanie obowiązków za które nam płacą!
„Patrzcie! Patrzcie!!...jak pracuje, ale będzie miał chwałę!". To nie są moje myśli, bo napływają w czasie wielkiego zaaferowania pracą, a potrafię to odróżnić. Te szatańskie jątrzenia są znane z powiedzonek: „pracuj, pracuj, a garb ci sam wyrośnie i robota lubi głupich”!
W napływie pacjentów istnieje chęć ich odsyłania. Jeden z chirurgów spychoterapię opanował do perfekcji. Nikt do niego nie chodził. Ja lubię załatwiać tak jak sam chciałbym być załatwiony i wsłuchuję się w dobre natchnienia.
„Nie, nie odsyłaj jej, przyjmij”...później okazało się, że ma cukier we krwi 330 mg (przy normie do 120 mg % w surowicy). Tak też było z głuchym i zaniedbanym dziadkiem. Podczas badania napłynęła zachęta do skierowania go do oddziału i przyjęcia. Szukałem jakiegoś powodu: może ma migotanie przedsionków (ma), a może obrzęki (ma): niewydolność krążenia. Skierowałem go z przychodni do siebie.
Później okazało się, że to rodzina moich znajomych i żartowaliśmy:
- Pytałem dziadka, czy ma w domu zwierzynę?
- Tylko dwa koty.
Moja śmiertelnie chora pacjentka powiedziała: "dzisiaj umrę”. Zapytałem czy miała jakieś znaki (sen o zmarłych z rodziny lub znajomych).
- Czy chce pani wiedzieć co piszą w książkach o momencie umierania?
-Tak chcę!
Przekazałem jej relację z książki: „Życie po życiu" ze wskazaniem na istnienie naszego drugiego ciała (duszy), co jest pokazane w eksterioryzacji o. Pio.
- To śmierć nie jest taka straszna?!
- Tak, nie jest...
Podkreśliłem też, że w tej chwili zwątpienie jest jej wielkim wrogiem, bo toczy się walka o jej prawdziwe ciało! Pacjentka opowiedziała o swoim byłym mężu, który wyskoczył z kochanką z Pałacu Kultury i Nauki w W-wie.
Po jego śmierci urodziła dziecko. W nocy zakwiliło z powodu zmoczenia...”och! wstanę za chwileczkę...jeszcze chwileczkę!”. W tym czasie była bardzo przemęczona. Nagły powiew uniósł obie zasłony...jak po otwarciu okien.
Zerwała się przestraszona, ale okna były zamknięte. Przewinęła dziecko i poczuła bliskość męża! Od tego czasu zawsze wstawała bez ociągania się...na każde kwilenie maluszka!
Dzień ciężkiej pracy dobiegał końca...już około 19.00, ale musiałem asekurować podawanie krwi, bo nie mamy dyżurnego. Nagle okazało się, że na dyżur do pogotowia nie zgłosił się lekarz. Zastępstwo okazało się nieprzypadkowe, bo otrzymałem wyjazd do zgonu dziecka.
Na miejscu zastałem zrozpaczoną matkę i faktycznie stwierdziłem, że dzieciątko nie żyje.
- Jak córeczka miała na imię?
- Marta!
Przypomina się moja córeczka, która też miała na imię Marta i zmarła w pierwszym roku życia. Ta śmierć sprawiła całkowite odejście od wiary mojej żony. Powiedziałem jej o tym i zacząłem ją pocieszać. Wskazałem, że to jedna z większych prób na ziemi. Bardzo często ludzie winią o to Boga, bo traktują śmierć jako unicestwienie i karę!
Dzisiaj, gdy to opracowuję przypomniało się spotkanie (08.01.2013) z kolegami psychiatrami (profesorami). Zapytałem ich co zalecają takiej właśnie matce? Wskazałem, że pacjentów w rozpaczy kieruję do Boga i Matki Najświętszej. Proszę ich o przyjęcie i ofiarowanie cierpienia z przystępowaniem do Eucharystii.
- To matkę zmarłego dziecka kieruje pan do Matki Bożej?
- Wiem, wiem, że trzeba do psychologa, ale najczęściej psycholog wymaga pomocy innego psychologa...
Przed zaśnięciem jeszcze raz poprosiłem Pana Jezusa z wielką mocą w sercu: „Panie Jezu pociesz tą rodzinę i daj im siłę! Błagam, pociesz ich!"... APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 930
Podczas przejścia do pracy prosiłem Pana Jezusa o pomoc...bez kontaktu z Bogiem nasza dusza jest obumarła, a demon podsuwa świat zewnętrzny: ten buduje dom, tamten się bogaci, a ten ma piękną żonę, itd!
Oni nie wiedzą, że otrzymali to wszystko od Boga. Ci, którzy mają wszystko uważają, że jest to tylko ich zasługa. Nawet czują się ważniejsi, pewni swego, a nawet pyszni. „Bóg? Kto to? Nie, ja nie wierzę w zabobony.”
Wszystko na tym świecie jest przelotne i przechodzi z rąk do rąk. Twój wnuczek może zamieszkać w wilii, która kłuje teraz twoje oczy. Na tym tle ważniejsze jest zawołanie (wezwanie) przez Boga Ojca, a dalej wybranie, bo wezwanych jest wielu, a wybranych garstka.
Większość myli wybranie, które wg praw ziemskich oznacza: stanowiska, zaszczyty, nagrody i odznaczenia z pełnią chwały. Wybranie przez Boga oznacza różnego typu współcierpienia, bo wówczas wszystko widzisz w Światłości Niebieskiej z perspektywą życia wiecznego.
Takiego czeka bezmiar prób, uniesień duchowych i upadków, które są coraz boleśniejsze, bo drabina do Nieba ma wiele stopni, a Szatan krąży przy takich jak lew ryczący.
To jest pokazane na ćwiczeniach olimpijczyków. Ilu startuje, a ilu zdobywa dyplomy. Tak też jest ze świętością, która jest celem wybranych. Pomaga nam nieogarnięta miłość i miłosierdzie naszego Pana.
Ten świat niesie swoje cierpienia (zazdrość, rywalizacja, złoto, władza, seks, itd.). Po przebudzeniu doznajesz schizofrenii, a nie można służyć Bogu i mamonie. Dopiero odnalezienie drogi do Boga sprawia, że doznajemy ukojenia, a cierpienia służą naszemu uświęceniu.
Mamy przewagę nad „żyjącymi dla życia”, bo śmierć dla nas jest powrotem do Ojczyzny Niebieskiej, gdzie jest mieszkań wiele. Normalni w to nie wierzą, uśmiechają się, ale wciąż krąży nad nimi widmo śmierci czyli końca („zakopania”). Masz wszystko i musisz to zostawić...
APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 835
Tuż po przebudzeniu myśli uciekły do mojego pragnienia ewangelizacji. Tego nie pojmie człowiek żyjący tylko tym światem. Po zawołaniu przez Boga pragniesz to rozgłaszać, mówisz tylko o wierze („wciąż o tym samym”). Nie dziwią różne kluby hobbystów, ale ten, który stawia na pierwszym miejscu nasze zbawienie budzi niesmak.
Wówczas miałem pragnienie spotkania się z uwięzionymi. Takim więzieniem jest ziemia, bo nasze dusze zostały obarczone ciałami. Wprost jestem na takim zebraniu, gdzie mówię o tym, że tutaj też można dążyć do zbawienia...nawet jest to pokazywane na zakończeniu kary, a odpowiednikiem jest czas naszego zesłania na tym świecie.
Każdy dzień trzeba zaczynać od modlitwy Jezusowej! Jest to normalna rozmowa z Panem Jezusem. Przecież nikt nie będzie wiedział, że to czynisz (w myślach). Nawet sam zacząłem tą modlitwą: „Panie Jezus zaczynem z Tobą jeszcze jeden dzień życia. Bądź ze mną, pociesz, pomóż i prowadź mnie. Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.”
Nie wiem jak żyją inni...bez takiego modlitewnego zawołania. W czym znajdują pocieszenie?Jaka to beznadziejność! Po kilku zawołaniach napłynęła moc i wielkie ukojenie duchowe.
Myśli wzniosły się ku zbawieniu (diabeł często myli to słowo na „zabawienie”). Podstawowe jest tutaj uwierzenie, że naprawdę istnieje inny świat! Musisz zapragnąć powrotu!
W przychodni - jak zwykle było dużo pracy i bałagan - z różnymi stresami, a zarazem radość z rozmów z pacjentami. Jak mogę pocieszam tych, którzy miotają się w tym ziemskim tyglu.
- Musi pani mieć coś swojego na starość...jakąś ławeczkę!
- Nie uwierzy pani, ale ja przyzwyczaiłem się szafy w tym gabinecie!
Inna znalazła sobie pocieszenie u córki i zięcia, którzy nie są takimi, jak sobie wymarzyła. Zaleciłem, aby spełnienia szukała wyżej, nie martwiła się o każdy dzień, przecież jesteśmy więcej warci od dwóch wróbli, które Pan Bóg żywi codziennie.
Jestem zmęczony (już 16.00), a oprócz pracy w przychodni zrobiono mnie „ordynatorem” oddziału wewnętrznego (bez dyżurów lekarskich), który został stworzony dla ważnego kolegi bez specjalizacji z chorób wewnętrznych. W czasie jego urlopu zastępuję go, a po pracy jestem „pod telefonem”.
Poczekałem na podłączenie krwi (umierającej z powodu nowotworu) i po stwierdzeniu, że wszystko jest w porządku zaleciłem zwrócenie się do lekarzy w pogotowiu (ten sam budynek), ale właśnie byli na wyjazdach!
Nie wolno mi odjechać, ale żona czeka i należy mi się chwila wytchnienia na ławeczce działkowej. W tym momencie przypomniało się całodobowe dyżurowanie polskiego zesłańca w Uzbekistanie, lekarza przy dziewczynie, która nie mogła urodzić.
Na ławeczce zostałem porwany do Boga:
„Dziękuję Ci Panie
za światło i ciepło
za chwilkę ciszy i milczenia
za śpiew ptaków od lasu odbity
za wiatr i drżenie liści.
Dziękuję Ci Panie za Twą moc...słaby wśród słabych!”
APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 979
Na początku mojej drogi duchowej wielki kłopot sprawiały wyrzuty sumienia. Wówczas jeszcze nie wiedziałem jak wielkie jest Miłosierdzie Boże. Szatan nie dawał spokoju, bo chciał wykazać, że jestem cuchnącym nędznikiem. W ten sposób wielu odciąga od Boga.
Ja wiem, że zło mam zostawić za sobą, nie mogę rozmyślać i do wracać niego! Właśnie zrozumiałem to, że częstowałem wódką...mimo głosu ostrzegającego. Teraz, gdy to przepisuję i edytuję (27 czerwca 2018 r.) wiem, że to było działanie naszego Anioła Stróża.
Tak też było dzisiaj, gdy podjąłem decyzję zadzwonienia do „Gazety lekarskiej”. Nie posłuchałem tego Opiekuna Bożego, który zawsze mówi jedno słowo: „nie!”. Po połączeniu przerwano rozmowę z informacją, że wykorzystałem swój czas. Tam nie ma czegoś takiego, ale powstało wrażenie, że dzwoni głupi.
Wróćmy do tamtego czasu. Postanowiłem, że nie mogę pozwolić, aby zło odciągnęła mnie od Boga i zacząłem wołać:
„Panie Jezu!
Pociesz, pomóż, prowadź.
Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną"...wielokrotnie powtarzając!
Po kilku minutach wróciła równowaga, pogoda ducha, nadzieja napełniła serce i miałem zapał do pracy. Modlitwa jest zaporą w odchodzeniu od Boga Ojca.
Synowi grozi zawalenie roku szkolnego (jest słaby i chory), nie idzie mu fizyka i matematyka. Żona jest z tego powodu smutna, a mnie też się to udzieliło. To tylko próba od Pana...ku naszemu polepszeniu. Tak jest naprawdę, bo żona w płaczu mówi o Bogu. Wiem, że wszystko będzie dobrze, bo Pan jest czuły i otrze łzy każdemu...trzeba się tylko zwrócić z ufnością!
Każdy musi zrozumieć, że ostatecznym celem naszego życia jest odnalezienie Boga i kierowanie się ku Niemu. Cierpienie i pokora...to zwykły ziemski czyściec! Trzeba w tym wzrastać i nigdy nie zwątpić. Naprawdę nic innego nie jest ważne...
Pomyślałem o śmiertelnie chorej pacjentce, która zaczęła wierzyć w wyleczenie, ale zapomniała o ostatecznym celu swojego życia. Wówczas pojawia się najgorsza pokusa: z w ą t p i e n i e. Z tego miejsca już blisko do porzucenia wiary.
Powiedziałem jej o pięknie umierania, które widziałem jako lekarz...o ciszy, pogodzie i ufności. Wskazałem też, że właśnie toczący się bój o jej duszę...tym bardziej, że poróżniła się z rodziną i w tym czasie jest osamotniona.
APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1020
Wstałem wcześnie, a za oknem krzyczała młoda sroka, która wpadła w zagłębienie drzewa. Kiedyś obserwowałem rozbój dwóch srok w gniazdach innych ptaków. Teraz dla niej wrogiem jest kot.
Pacjent, prosty człowiek, a nawet prostak opowiadał jak zabija koty i psy, których skóry wykorzystuje się do przykładania na bolesne miejsca kręgosłupa oraz na pokrowce do samochodów i obszywanie kożuchów.
„Kotka uderzam głową o ścianę, a psa wieszam...wyczuwa, że mam go zabić, siedzi skulony i niepewny, nawet nie drgnie. Kiedyś chciałem sobie zrobić kożuch z psich skór, ale odradzono, bo przejdę ich zapachem!"
Zawołałem tylko: „Panie Jezu wybacz te bezmyślne czyny i słowa człowieka prostego, który bardzo kocha swoich bliskich.”
W glinianej chatce, w barłogu od 4 lat leży sparaliżowany człowiek...całkowicie zdany na obsługę żony i córki. Teraz jest zawinięty w narzutę, dobrze słyszy i mówi. Na rzut oka: parkinsonizm miażdżycowy.
Jego mięśnie są sztywne, ma typowe drżenie, jest bezradny, a teraz dodatkowo wystąpiło zatrzymanie moczu i biegunka. Wyobraź sobie taką sytuację! Nie chce iść do szpitala...woli umrzeć w domu, a najgorsze jest to, że będzie musiał jeszcze żyć. Cewnikowanie, leki, śr. opatrunkowe, podwiezienie rodziny do apteki...kończy się moja posługa.
Na działce - w chwili odpoczynku - miałem czytać, ale zacząłem zbierać stonkę...wróciły myśli o zabijanych zwierzętach. Nie można pogodzić życia zewnętrznego z wewnętrznym! Nie wolno szkodzić żyjątkom. Jaką wartość mają chronione kartofle?
Podczas kąpieli podziękowałem Panu Jezusowi za ten dar. W tym momencie pomyślałem o tym pacjencie, który nie ma takiej łaski. Wyobraziłem sobie jego radość po umyciu, przebraniu i położeniu do czystego łóżka!
Określenie "cuchnący nędznik" nie dotyczy chorego na ciele. Przez ciało Pan Bóg pokazuje jaki jest stan wielu dusz...sam taką miałem przed nawróceniem.
APeeL
- 11.06.1989(n) ZA ŁKAJĄCYCH W SERCU
- 10.06.1989(s) Świadomość złych wyborów...
- 09.06.1989(pt) Ludzkie zachcianki...
- 08.06.1989(c) Pan Jezus szedł za mną 43 lata...
- 07.06.1989(ś) Nowicjusz w boju duchowym...
- 06.06.1989(w) Mój przyjacielu w Bogu...
- 05.06.1989(p) Czyń dobrze, a plon zbierzesz później...
- 04.06.1989(n) Motyl wyleciał!
- 03.06.1989(s) Oj! Ludzie niedobrze...
- 02.06.1989(pt) We wszystkim trwa rozłam...