- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1276
Z chorymi, których nikt nie chce (odrzuceni) pozostaje rodzina. Jako lekarz-kapłan mam obowiązek zajmowania się pacjentem w sensie całości psycho-fizycznej i duchowej.
Stan psycho - fizyczny kończy się często niesprawnością fizyczną lub psychiczną (nie ma bezpośredniej równoległości).
Stan duchowy (to walka o duszę w tej fazie życia).
Taka opieka, a stykałem się z nią w małym oddziale wewnętrznym wywoływała łączność z pacjentem, który oprócz zaopatrzenia fizycznego ciała wymagał pocieszania, wzajemnych modlitw, bo pacjenci często wołają za lekarzy.
To jest bardzo piękny moment wskazujący na naszą ludzką rodzinę i służenie jedni drugim. Kapłan przybywa rzadko, a ja jestem codziennie.
Nawet ostatnio rozmawiałem z panią, która wspomniała wizytę sprzed 30 lat. Wzywała mnie do babci staruszki, a ja zapytałem czy był już kapłan. Wówczas nie rozumiała tej łaski, nawet była zdziwiona, ale dzisiaj wie jak ważne jest zdrowie duchowe.
Inne jest odchodzenie katolika, a inne niewierzącego. Nasza nadzieja jest w przejściu przez śmierć tak jak podczas przybycie tutaj (narodzin). Dla niewierzących nadzieją jest trzymaniu się tego życia, bo Tam Nic Nie Ma. Odwrotnie u nas, bo nadzieja to powrót do krainy wiecznego szczęścia...Prawdziwej Ziemi Obiecanej.
Najgorszy jest smutek, który zalewa chorych wywołując zwątpienie, a zły straszy śmiercią i odwrotnie...wciska nadzieję w sprawach beznadziejnych, aby odciągnąć wezwanie kapłana! To kuszenie jest schematyczne.
Trzeba wówczas uciekać do Matki Dobrej Śmierci i Pana Jezusa Eucharystycznego, prosić o wsparcie modlitewne, ponieważ walka o duszę trwa do ostatniego uderzenia serca...
APEL
Pasuje tutaj list, który napisałem do prof. Józefa Bogusza (1904-1993), który wywołał dyskusję w „Przeglądzie Lekarskim” 1987 44 Nr 11 („Lekarz i kapłan wobec ciężko chorego”).
„Panie Profesorze! Tytuł i temat zachęcający. W Egipcie nie było problemu, ponieważ lekarz był kapłanem i odwrotnie. Mój pogląd jest taki; ludzie dzielą się na wierzących (10-20%) oraz niewierzących (80-90%).
Te procenty są jeszcze gorsze wśród mądrych tego świata; czego nie dotkną tego nie ma (w tej grupie są lekarze). Dlaczego tak jest - Bóg to wie!
Człowiek wierzący nie boi się cierpień oraz śmierci (mamy duszę i przechodzimy do życia), ale lęk przed nią dotyczy każdego. Pan Profesor pisze o śmierci nagłej, która dotyczy „wybrańców losu”. To błąd, bo śmierć nagła jest wielkim nieszczęściem dla nieśmiertelnej duszy...szczególnie u niewierzącego w Boga.
Dlatego prosimy w modlitwach o uchowanie od niej. Człowiek wierzący nigdy nie jest samotny, bo zawsze jest przy nim Pan Jezus. Tą Obecność szczególnie odczuje w godzinie ostatniej (nie umrze „w osamotnieniu”).
Czy istnieje sens przedłużania życia u beznadziejnie chorych...”nawet o jeden dzień”. Tego nie wiem, bo ten jeden dzień może spowodować ostateczny powrót do Boga! W tej bowiem fazie odbywa się ostateczny bój o duszę ludzką. W tych chwilach siły zła kierują myśli człowieka ku uzdrowieniu lub strachu przed śmiercią, aby odciągnąć od zawołania kapłana.
Większość lekarzy to ludzie niewierzący, zadufani w sobie („szkiełko mędrca i oko”) i nie może pomóc w tej walce. Stąd wraca problem lekarza-kapłana i mam wątpliwości czy Pan Profesor sobie poradzi...”.
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1316
Spieszyłem się podczas pracy, bo musiałem wyjść do dentystki. Udało się, a cały bolesny zabieg z niewypowiedzianym szczytem...przekazałem Panu Jezusowi. „To na Twojej Ręce, dla Ciebie Jezu, Tobie go przynoszę”.
Koleżance obiecałem, że następnym razem bolesny zabieg przekażę w jej intencji...”przecież pani cierpi tutaj razem z tymi ludźmi”. Ból trwał dalej, ale mimo dyżuru w pogotowiu postanowiłem, że nie wezmę środka przeciwbólowego.
Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że jest to tzw. cierpienie zastępcze. Pan Jezus odejmie je komuś na świecie. Ludzkość marnuje cierpienia, wielu w tym czasie przeklina...także niosących pomoc i Boga Samego! APeeL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1369
Podczas przyjęć pacjentów szukałem numeru schorzenia w odpowiednim wykazie - książce, a moje myśli uciekły do prawdziwego sensu naszego życia, a jest nim wszechogarniająca miłość.
Wiedza jest nieważna, bo po śmierci wszystko staje się jasne! Czy tak jest naprawdę? Jeżeli jest inaczej - to naprawdę trudno znaleźć inny prawdziwy cel życia! Tylko garstka go odnajduje!
Ponownie jestem na wizycie u pacjentki z nowotworem. Znaczne pogorszenie: chyba nastąpił przerzut do mózgu, bo miała bóle głowy, wpadła w śpiączkę...wystąpiło porażenie. A więc miała rację, gdy wczoraj prosiła matkę: „musisz być ze mną”! Czuła, że zbliża się śmierć.
Pasuje tutaj wcześniejsze wołanie mojej duszy:
„Mój Wielki Boże i Ojcze!
Ty jesteś początkiem całego stworzenia...
Od Ciebie do naszych serc przepływa miłość:
- dlatego dłoń szuka dłoni
- spojrzenie spojrzenia
- serce serca.
Jako Twoje dzieci czekamy na łaskę, która doprowadzi nas do Ciebie.
Ona przemieni serce każdego: trzeba tylko je otworzyć, zapragnąć Ciebie i cierpliwie czekać.
Wielki Ojcze i Boże, Ty masz czas i czekasz na każdego”. APEL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1370
Mam dyżur w pogotowiu i wczoraj czułem, że spotka mnie jakiś pech. Tak się stało, bo w nocy rozbolał mnie ząb i zatoka szczękowa. Postanowiłem, że pójdę do pracy i ofiaruję to na ręce Pana Jezusa.
Tak uczyniłem i trafiłem na dużą ilość chorych, a dodatkowo pojawiła się (próba?) pacjentka, która wyprowadziła mnie z równowagi. Powiedziałem jej sarkastycznie, że „gdybym wiedział, że pani przyjdzie wziąłbym urlop”! Cóż . za radość dla Złego!
Każdy musi to zrozumieć, że w chwili podejmowania takiego zobowiązania będzie atakowany (z różną siłą), aby nie miał radości z przyjęcia cierpienia i zwątpił w to, co czyni.
Pracę podjąłem, mimo znacznej niechęci i bólu, bo czułem, że dzisiaj będę potrzebny chorym. Tak też było, bo pojawili się;
- pacjent z ostrym zapaleniem stawu biodrowego (przeciążenie)
- kilku cierpiących z zaostrzenia choroby wrzodowej
- duża liczba przeziębionych
- starsze ciężko chore panie
- śmiertelnie chora młoda inwalidka.
Nie wiedziałem, że Pan da mi dzisiaj jeszcze dobre chwile, bo na wizycie domowej trafiłem do śmiertelnie chorej na raka piersi z przerzutami, która od dziecka cierpiała z powodu następstw choroby Heinego-Medina.
Zawsze byłą dzielna. Nie zna swojego ojca, bo matka chcąc ukryć, że to panieńskie dziecko podała mężowi, że to jej siostra. Teraz nie chciała iść do szpitala i powiedziała do matki: „musisz być ze mną”. To duża próba, bo nie chcesz zostawić swojego dziecka, a martwisz się o spokój męża... APEL
- Szczegóły
- Autor: APeeL
- Odsłon: 1435
Po wypiciu szampana poprosiłem żonę, aby na „chybił-trafił” przeczytała coś z Pisma świętego i na mnie padło zalecenie: „Nie korzystaj ze sposobności, jeżeli nie chcesz oddalić się od Boga"! Taka jest moja parafraza, ale to może być motto roku 1989!
W telewizji był koncert Julio Iglesiasa, któremu nie wystarcza wielkość w wydaniu ziemskim i chce być "naprawdę" wielkim, bo chce wyczerpać wszystkie rozkosze życia, a nawet „kocha kuszeni życia”, bo zdobył światowy sukces i czuje się wyobcowany! Bóg dał mu ostrzeżenie, bo w wypadku uszkodził sobie kręgosłup szyjny i mógł stracić wszystko!
Mój nowy rok zaczynam od dyżuru, a wierzę w pecha. Ponadto nie znoszę życzeń od personelu typu „wszystkiego najlepszego" czyli dóbr materialnych do których należy zdrowie ciała, szczęście (wykluczenie cierpień), pomyślność (w sensie pieniędzy) i spełnienie marzeń, a to powtórzenie tego wszystkiego.
Nie wiem na czym polega pech, ale podobno są ludzie, którzy to niosą z sobą. Wyszedłem i wróciłem się, bo zapomniałem kluczyków do samochodu. Ominąłem dwie sąsiadki, aby nie składały mi życzeń! Za wszelką cenę muszę uniknąć życzeń od kierownika. Nie wiem, czy tworzę to sam, czy w pechu pomaga mi jakaś zła siła - rejestruję to, co czuję. Wszystko udało się!
Źle czuję się po „sylwestrze”, bo wypiłem zbyt dużo alkoholu (kac). Nie tak powinno zaczynać się nowy rok. Wiem to, bo tyle lat przeżyłem w mroku śmierci. Trzeba o północy paść na kolana i zacząć Nowy Rok "W imię Ojca..." i z Jego błogosławieństwem...w czystości duszy (po Eucharystii), na nocnym czuwaniu w ciszy i modlitwie.
Przepisuję te rozważania w wielkim zadziwieniu, bo tak właśnie zacząłem rok 2015!
Zabawa też jest dla ludzi, ale powinna przybrać formę bardziej duchową np.: montaż poetycko-muzyczny przy świecach, bo sylwestrowe kręcenie się w kółko nic nie daje naszej duszy...
Na dyżurze spojrzałem w niebo pełne gwiazd i zauważyłem piękno stworzenia tego świata. Wprost poczułem, że Jezus Chrystus jest dzisiaj ze mną. Pomyślałem sobie, że cały rok z Nim...to byłoby coś pięknego! Wyrwała się wierszowana refleksja:
W sumieniu moim drzwi otwarte, ale nie chcą wylecieć czyny złe!
W sumieniu moim jeszcze niezatarte: zła myśl, czyn i słowo złe! APeeL
- 26.12.1988(p) Najwyższa próba...
- 24.12.1988(s) Czas radości starca Symeona...
- 23.12.1988(pt) Za tych, którzy chcą żyć długo…
- 22.12.1988(c) Modlitwa to woda życia...
- 21.12.1988(ś) Ofiary sztuczek Szatana...
- 20.12.1988(w) Dzień darów!
- 19.12.1988(p) Uwaga! Zły Człowiek...
- 18.12.1988 (n) Budda się pomylił...
- 17.12.1988(s) Przeżyła swój czas...
- 16.12.1988(pt) Moc dobrych czynów...