Wola Boga Ojca
  1. Jesteś tutaj:  
  2. Start

28.01.1990 (n) Niewytrwałość...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 28 styczeń 1990
Odsłon: 1279

    Słabość...wielka słabość, a do tego mam ucisk w nadbrzuszu, bo od córki, która wraca ze studniówki płynie zła energia. W sercu mam wielką niechęć do pracy.

    Położyłem rękę na głowie żony, która jest jeszcze słabsza ode mnie i kilka razy odmawiam „Ojcze mój” i "Zdrowaś Mario". Otwieram książeczkę "Droga do Nieba...dla żony, a tam słowo: niewytrwała! Tak się otworzyło, a ona uśmiechnęła się, bo to wielka prawda. Nawet małe cierpienie powoduje jej wielkie zniechęcenie!

- Ja natomiast muszę mieć siłę...dla tych co mnie potrzebują! Wolno wracał pokój...

     W czasie toalety ciała zadałem sobie pytanie retoryczne: jeżeli śmierć jest przejściem do lepszego świata to dlaczego jej się boimy? Kto chce, abyśmy bali się śmierci?

    To bardzo proste, bo zły straszy nas naturalną śmiercią, a zarazem namawia do samobójstw i eleganckiej eutanazji. On dobrze wie, że tego nie wolno robić, bo jest to powrót duszy do Stwórcy, a my nie możemy o tym decydować.

   Sam zobacz czym nas straszy szatan...mówiąc obrazowo: powrotem do Raju! Dla mnie i dla ludzi prostych, którzy umierają w pełnej ufności jest jasne, że  strach, zniechęcenie i smutek przed śmiercią pochodzą od pana tego świata (złego). Zobacz jak wielka jest siła rażenia szatana!

   Nieśmiertelność! Cóż zostanie po nas? „Jak może istnieć wieczność bez Ciebie, Panie! Ty Boże Jesteś moim władcą tu i w życiu przyszłym! Tylko Ty możesz dać prawdziwe szczęście."

   „Niewytrwałym skracaj mękę”...nie oznacza „daj śmierć słabym”, ale „spraw, aby wytrwali, nie zwątpili”! Zaczęła napływać chęć do życia i pracy. Taka jest siła zawołania do Boga!

    Kolega - lekarz podał mi tekst o nieśmiertelności. Po pobieżnym przejrzeniu stwierdziłem, że „autor nie ma światła i przepisuje coś od innych!" Faktycznie tam były głupie rady jak walczyć z demonem, ale bez pomocy Boga:

- ciągle się przeciwstawiaj (rób odwrotnie jak on chce) - skąd wiesz, że to kuszenie?

- nie ustawaj w walce, która jest przegrana (święta ofiara) - głupie zadanie!

- kusy jest  fachowcem, a my amatorami - to szarża ułana na czołg!

- można walczyć przy pomocy podstępu...udajemy, że go kochamy i mamy zamiar robić to, co on chce -  to wielka brednia, bo szatan czyta w naszych myślach!

- musimy pamiętać, że on nie spocznie dotąd, dokąd wszystkiego nie spaskudzi! To prawda, ale pod słowem „wszystkiego” kryje się cel: zguba naszej duszy! Autor bawi się na temat diabła, a ten nigdy się nie męczy!

    Jego przewaga nad ludźmi jest porażająca, ale nic nie może, gdy zjednamy się z Panem Jezusem. Ponadto uderza w nas w sposób zaskakujący, a do tego w naszej słabości.

    Nigdy nie lekceważ mocy szatana, bo od niego pochodzą znane rysunki, które go wyśmiewają, a przy okazji wierzących w niego ("ciemny lud")! 0n bardzo to lubi, bo to sprzyja jego działalności konspiracyjnej, a jest to pokazane na metodach działania „służby bezpieczeństwa własnego”, której nie ma! Jak coś zobaczysz to zrobią z ciebie chorego psychicznie na urojenie prześladowcze lub zabiją.

   Dzisiaj mogę powiedzieć, że bronią na demona jest Eucharystia...nie ma go, ucieka ze „wstydu”. Nie jest ważne, że na krótko, bo w tej walce wzrastamy...                                                APEL 

 

27.01.1990(s) My też robimy Bogu Ojcu na złość!

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 27 styczeń 1990
Odsłon: 1254

   Dyżur w pogotowiu. W środku nocy młody i zdrowy człowiek mający dom, dzieci i rodzinę na złość żonie...napił się śmiertelnej trucizny („Lizolu"). O świecie, dla odmiany trafiłem na poród.

     Dzisiaj pracuje w przychodni („dyżurna" sobota), ale zostałem zaskoczony błogim spokojem. Dobry obiad, odpoczynek i radość, bo  tak rzadko jesteśmy z żoną - czeka nas piękny wieczór, ale „martw się, gdy idzie ci dobrze”. Po latach będę wiedział, że taki pozorny pokój może być złudny! Taka jest działalność Władcy tego świata, który małpuje Boga!

    Najmniejszy ziemski mędrzec,  lub średnio rozwinięty duchowo człowiek duchowo powie; wyrabiaj w sobie obojętność. Człowiek z małym światłem Jezusowym powie - ciesz się w smutku, bądź ostrożny w radości! To, co piszę wynika z praktyki duchowej.

      Niespodziewanie zaatakował zły...syn ucieka z domu, ubliża i krzyczy. Coś strasznego. Tłumaczymy mu, mówimy, prosimy...nic nie pomaga. Otwieram książeczkę na chybił/trafił i czytam mu: "Zostań, zostań wśród nas, bo już ciemno i mgła. Zostań, zostań wśród nas, tak jak byłeś za dnia” („Droga do Nieba").

   Tak też jest z nami w stosunku do Boga (patrz na skojarzenie z intencją z dnia 29.01.2015 za budzących gniew Boga). Pan Jezus właśnie mówi do mnie przez widzącą Vassule Ryden: „Wydaje się, że świat zapomniał o Mojej Obecności. Ja jestem Bogiem, ale ilu myśli o Mnie?” *

    Podczas oglądania tańczącego zespołu cygańskiego myślałem o rozmowie z jego członkami...co tacy ludzie wiedzą o Jezusie?                                                                                                               APEL

* „Prawdziwe Życie w Bogu” Vox Domini t. 1 str.380 (31.08.1987)

 

 

26.01.1990(pt) Jezus kontra poker...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 26 styczeń 1990
Odsłon: 1280

     Ruszam do pracy, a w sercu mam przeczytane papieża: jako powołany muszę skradać ofiary duchowe, które dołączone do Ofiary Jezusa stanowią dar dla Boga Ojca. To dobry początek dnia. 

- Nie trzeba płacić...odmawiam starszej pani, żonie ciężko chorego staruszka. Nie protestuje i sama opowiada o tym, że dwa razy została okradziona...teraz i przed 3-ma laty. Do niej trafiło towarzystwo „charytatywne”. Rozwiesili plakat za który wszedł ich "działacz" i zabrał wszystkie pieniądze.

    U mnie z zgodą władzy i przy udziale "aniołków" zrobili włam na chama...wyrwali drzwi, a służyłem żołnierzom w pobliskiej jednostce z całego serca...za możliwość realizowania kartek na mięso. Gdzie ono szło, bo rolnicy biją się z rządem, aby kupował produkty rolne (2015)!

    Między przyjęciami chorych próbuję czytać „Rozmyślania" J. H. Neumana...”Jezu bądź ze   mną w smutku i radości”. Tak pomyślałem i napłynęła do mnie cichość, powaga i dobro...święty pokój.

-  Jaką ma pan zapłatę za tą ciężką pracę?...pyta ciekawska.

-  Dar Boga dający możliwość udzielania pomocy innym!

- Proszę przyjąć ode mnie zapłatę, niech pan nie robi mi przykrości...mówi bardzo sympatyczna inwalidka (malutka jak „5 minut” z ciężka kifoskoliozą).

-  Dlaczego pani chce zrobić mi przykrość?

    Jezus wyrzekł się dóbr ziemskich rodziny i znajomych, a nawet zwykłych ludzkich radości! Podczas przejazdu na wizytę domową rozmyślałem o rodzinie, której nic nie brakuje...oprócz Światła!

    „Panie Jezu! Niech w Tobie będzie moje codzienne życie i ziemskie wędrowanie każdego dnia". Na ścianie wiejskiej chatki wisi "Ostatnia Wieczerza"...niespotykanych rozmiarów! Napływa cierpienie duchowe, bo Pan Jezus wiedział, że uczniowie Go zostawią!

     A cóż robię ja, nędznik jeden, namówiony do gry w pokera...o 21.00!  „Panie Jezu marnuję czas! Jezu mój! Ty całe noce spędzałeś na modlitwie”! To trwało 3 lata, a po Zmartwychwstaniu jeszcze przez 40 dni.

    Wyraźnie nastąpił rozłam pomiędzy ciałem (hazard), a duszą, która właśnie w tym czasie zatęskniła do ciszy i modlitwy oraz samotności. Dusza wprost chce wyrwać się z ciała - jak to komuś wytłumaczyć!? Cóż mam wspólnego w tej chwili z tą grą i z personelem pogotowia!?

-  Co się z panem stało doktorze?

-  Do gry trzeba zabić ducha, a przeważnie robi się  to alkoholem...

      Po 30 minutach tęsknota minęła i wróciłem do gry, ale zaczęła się Wielka Gra: Jezus kontra poker. W tamtym czasie rzucono w Pana bluźnierstwo, że „oszalał”...już wówczas stosowano metody sowieckie! 

    „Ciemna, ręczna, full, przebiłem"...

     Jezus umierał na krzyżu, a właśnie jest pora półmroku. „Maryjo bądź ze mną...bądź, abym mógł posiąść część Twojej wiary, miłości i ufności w Jezusa”.

    Zamykam oczy i jestem z Panem wśród Uczniów. Smutek i milczenie przerywa telefon, trzaskają karty, szeleszczą pieniądze (nawet nazywaliśmy je „szelestami”): „czekam, zaczynaj, przebiłem, dołożyłem, jestem, czekam na mocnych". Ekspert Wiśniewski zna to wszystko...

   Wraca obraz "Ostatniej Wieczerzy" z chatki. Jezus wiedział, że Go zostawią, wiedział, że zdradzą, zaprą się, rozproszą w ucieczce i jeszcze po Zmartwychwstaniu nie będą chcieli uwierzyć!

   Mija trzecia godzina gry, ale odchodzę...Jezus odchodził i uciekał od ludzi na pustynie...na nocną modlitwę do Ojca. W tym momencie zrozumiesz Jego słowa: „smutna jest Moja dusza aż do śmierci”. Cóż oznacza cierpienie ciała. Jezus zmarł z powodu Męki Duszy. Z tego powodu pękło Mu serce!

    „Jezu mój! Jezu! Spraw, abym kochał Cię - tak jak Ty kochasz mnie”! Położyłem się, włączyłem homilię papieża i w wielkim smutku słuchałem jego słów: "Bóg wybrał właśnie to, co niemocne, aby mocnych poniżyć...zawstydzić mędrców. Ciało podlega śmierci, jest zniszczalne, ale nosi ono w sobie zapis nieśmiertelności jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu. Człowiek jest Chrystusowy, a Chrystus Boży.

-  Tyś Panem moim oznacza, że nie zapanuje nade mną brudna przemoc.

-  Ty Jesteś źródłem mej mocy.

-  Ty Jedyny Pan mojej duszy i mojego ciała, mój Stwórca i odkupiciel mego życia i mojej śmierci!

-  Ty, Bóg mojego serca z którym nie rozstaje się moja pamięć i moje sumienie.

-  Ty ścieżkę życia mi ukazujesz....

            To wszystko płynie z mojego serca, a to mówi papież!                                                  APEL

 

25.01.1990(c) Skorpion...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 25 styczeń 1990
Odsłon: 1262

    Źle się czuję, napływa niepokój i narasta rozdrażnienie, bo zapowiadają huragan. Nie można zasnąć, a jestem na kolejce wyjazdowej w pogotowiu.

     Zacząłem czytać „Pismo święte” i słowa św. Pawła, a obaj myślimy podobnie: Bóg stworzył ten świat i jest Panem nieba i ziemi...dał nam czas i miejsce, jest blisko nas - trzeba Go tylko odnaleźć! Bóg nie mieszka w świątyniach wzniesionych ludzką ręką. Po latach dodam, że w świątyniach mieszka Pan Jezus Eucharystyczny.

   Żona przekazała, że w śnie odwiedził ją zmarły ojciec (15-lecie śmierci)...znaleźli się w pięknym ogródku, była wiosna, kwitła wiśnia, a oni sobie spacerowali.

    Poczułem dobrą energię, zamknąłem oczy i modliłem się za teścia, który miał bardzo ciężkie życie. To syn zesłańców z powikłaną młodością, często koń był jego najbliższym przyjacielem (ułan), wojna, utrata żony, przeprowadzki, ostatnia radość - działka, zabrana tuż przed śmiercią.

    Zawsze był cichy, spokojny i rzetelny aż do śmierci! Rodzina została na Wschodzie i prosili, aby się z nimi nie kontaktował, bo mają z tego powodu kłopoty.

  "Panie Jezu wspomóż go! Mój drogi Jezu daj mu pokój! Boski Synu daj mu Swoje Światło! Przewodniku do Boga poprowadź go! Jezu mój! Jezu...Jezu”.

   W czasie wyjazdu wróciły obrazy poniżających wspomnień...aż dostałem wewnętrznego wstrząsu i zawołałem: „Jezu! Jezu! Jezu!” z kilkakrotnym powtarzaniem "Modlitwy Pańskiej"! Po czasie wrócił pokój Jezusowy, a myśl pobiegła do homilii papieża w której była mowa o wyrzutach sumienia, które daje takie cierpienia.

   Papież nie podał rady, ale zapamiętaj ode mnie, że to wszystko masz raz na zawsze przebaczone, a te obrazy podsuwa szatan, aby wywołać smutek, rozdrażnienie i zniechęcenie do samego siebie z poczuciem, że nie ma Bożego Miłosierdzia.

   Słusznie pisze św. Jan od Krzyża, że światło wiary przyprawia nas o cierpienie, ale jeszcze nie rozumiałem jego zaleceń, bo dopiero wchodziłem na drabinę prowadząca do Nieba. Coraz wyraźniej widzę, że jestem prowadzony, a z tego wynika, że nie wolno nic czynić na własną rękę! 

   Już wówczas wyczuwałem błąd szukających Boga „po swojemu”! Powoli poznaję też cierpienie spowodowane brakiem poczucia obecności Boga. To tak jak chowanie się ojca przed dzieciątkiem...on go widzi, a ono go szuka! Nie wolno dziwić się, że okresowo odczuwamy ten brak, bo później jest wielka radość z poczucia, że: „Pan Jezus Jest"!.

    Po powrocie udało się zasnąć, ale nad łóżkiem pojawił się skorpion, który był szybki, bujał się na nitce pajęczyny i starał się ukąsić mnie w głowę. Kilka razy próbowałem go uderzyć, ale nie udało się.

      Po przebudzeniu w głowie toczył się bój, bo ze złej strony napływało rozdrażnienie dopełniające sen, chęć skarżenia się, napastliwe myśli dotyczące niewolniczej pracy: „nic z tej pracy, po co tak się napracowałeś (chodzi o bezinteresowność)...zobacz jakimi wozami jeżdżą”.

    Dodatkowo napływał niepokój, bo chorzy emanują złą energię, a ją odbieram. To moje wielkie utrapienie. Człowiek chory nie zdaje sobie sprawy, że zakłóca pokój duchowy swojego lekarza.   

    Demonowi odpowiadałem następująco: „3 x nie na buntowanie się, muszę chwilkę posiedzieć w ciszy, bo trzeba wyjść z tego bałaganu myślowego...Jezu bądź ze mną”!

    Na ten moment dyspozytorka wezwała mnie do ambulatorium, gdzie zobaczyłem „krostowatego” dzieciaczka, a ja bardzo lubię takie maluszki. Matce powiedziałem, aby zrobiła mu zdjęcie, bo może w przyszłości będzie prezydentem!

   Padłem jeszcze w 2 godzinny sen i byłem całkiem inny. Z wczorajszego czytania zrozumiałem, że wszystko jest źródłem miłości i we wszystkim można znaleźć radość, bo każda chwilka naszego życia niesie próby od Boga, który ćwiczy nas w dochodzeniu do świętości.

    Wrócił sens bezinteresownej pracy, bo ustąpił atak złego. Nawet ujrzałem ręce staruszek od których nie przyjąłem pieniędzy - wiem, że to jedyna słuszna droga. Nie ma powrotu do innej pracy. Nawet odeszła złość na „pryncypała”...                                                                                               APEL

 

 

 

24.01.1990(ś) Lekarz misjonarzem...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 24 styczeń 1990
Odsłon: 1247

     Zerwałem się z nieprzyjemnego snu i w fotelu zawołałem kilka razy: „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Nie wiem, czy usłyszała to podenerwowana żona, bo córka słusznie dostała (klasa maturalna) dwójkę na półrocze.

   Ta dwójka wypadła tuż przed ukończeniem 18-roku życia. Wielka jest mądrość Boża. Miał być szampan i pusta chwała, a to wielka zguba przy jej pyszności.

   Cofnąłem się przy wyjściu, bo nie lubię spotykać wciąż tych samych towarzyszy-patriotów. Idę i wołam patrząc w ziemię: „Ojcze nasz”...krok za krokiem i tak mi dobrze.

    Pierwsza wdzięczna pacjentka wciska mi kawę, a nie ma już powrotu do „tamtej” pracy, ale nie mam siły odmówić starowince, która przyniosła kilka jajek, bo odmowa też rani! Nie wolno mi ranić prostych i dobrych ludzi!

   Pacjent mówi, a ja wsłuchuję się w słowa piosenki: „Zamiast” (mam podzielna uwagę). Kto ułożył jej słowa, bo Bóg naprawdę nie jest drobiazgowy...doświadcza nas, przebacza, a w próbach pragnie naszego uniżenia, które prowadzi do świętości...

- Pani syn zmarł 15 lat temu, a pani za każdym razem na jego wspomnienie jest smutna. Czy on chciałby tego? Czy chce tego nasz Prawdziwy Ojciec? Czy pani będzie chodziła do drugiego syna i będzie go smuciła? To wyraźne cechy opętania jedną myślą przez złego. Należy w każdym takim wypadku zgłaszać się do Jezusa i odmawiać „Ojcze nasz”!...tłumaczę to pacjentce około 70 lat.

- Mąż pani wybrał dolary (praca za granicą od) i zostawił dwójkę maleńkich dzieci...wszyscy cierpicie. On powinien być z wami, jeść barszcz z kartoflami, wszyscy powinni się kochać! To proste, ale on wybrał „krzyż” diabła. Mówię to do młodej dziewczyny znerwicowanej sytuacją.

   Koniec pracy. Jeszcze wizyta u umierającego z powodu choroby nowotworowej. Pacjent ma guz utrudniający odpływ żółci, jest bardzo żółty i wpada w śpiączkę wątrobową. Jego dni są policzone, a boi się Wiatyku!

   To przykład chorego z darem zdrowia (72 lata) i łaską powolnej śmierci. Próbuję wskazać na dar Eucharystii, bo przed nami życie (nieśmiertelność duszy) i wskazuję na bardzo ważny moment jego życia. Właśnie teraz odbywa się śmiertelny bój o jego duszę. W takich momentach zły podsuwa nadzieję, aby nie przyjąć Komunii św.! Wielu chrześcijan boi się w tych momentach kapłana!

-  Pan może być misjonarzem!...mówi chory.

-  Nie muszę być misjonarzem, mam tylko dar prawdziwej wiary!

    Nie wiem czy do końca czynię dobrze? Poznamy po owocu - przyjmie Wiatyk to będzie oznaczało, że dobrze! Na dyżurze, który zacząłem w pogotowiu trafiłem do pacjentki, która wysłała list (także za mnie) do Ojca Pio: Padre Pio da Petrelcina  71013 San Giovanni Rotondo (Poggia)

    Listy kładą na grobie, bo cuda trwają dalej! Zdziwiona słuchała mojego opowiadania o tym świętym zakonniku, bo właśnie zdobyłem o nim książkę.

  Podczas czytania o Matce Bożej, której: „świętość była ukryta w doskonałej pokorze i w zwyczajnym życiu” przypomniała się pacjentka o tym imieniu, która była u mnie rano. Powiedziałem jej, że jest to najpiękniejsze imię na świecie.

 - Teraz nie dają imion religijnych...przyznała z pokorą.

 -  Wytrzymała wszystko do końca, była w wieczerniku oraz przy zesłaniu Ducha Świętego...dodałem.

Veni Domine Jesu - Przyjdź Panie Jezu! Tak pożegnałem ten dzień...                                   APEL

 

 

  1. 23.01.1990(w) Czas nocnych wędrówek...
  2. 22.01.1990(p Ślepy widzi więcej...
  3. 21.01.1990(n) ZA DUSZĘ TEŚCIA
  4. 20.01.1990(s) Moje błaganie Matki Bożej...
  5. 19.01.1990(pt) Nie pogodzisz wody z ogniem...
  6. 18.01.1990(c) Tekturowy krzyż...
  7. 17.01.1990(ś) Próżny trud wyrzeczeń bez Boga...
  8. 16.01.1990(w) Trzeba trwać do końca...
  9. 15.01.1990(p) Rzucanie się z motyką na słońce...
  10. 14.01.1990(n) Bunt syna...

Strona 2174 z 2288

  • 2169
  • 2170
  • 2171
  • 2172
  • 2173
  • 2174
  • 2175
  • 2176
  • 2177
  • 2178

Menu główne

  • Strona domowa
  • Dziennik duchowy
    • Chronologicznie
  • Moja duchowość...
  • Dwa zdania o sobie

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 252  gości oraz 0 użytkowników.

WYSZUKIWANIE

Logowanie

  • Nie pamiętasz hasła?
  • Nie pamiętasz nazwy?